Indie kontra Dziki Zachód

IMG_5630-500x500.jpg
Autor: 
Chad Herst
Tłumaczenie: 
Ania Grabara
Zdjęcia: 
Bryonie Wise

Sposób na przebudzenie

Jestem opinii, że metody prowadzące do przebudzenia przeznaczone dla poszukiwacza duchowego pochodzącego z Indii i z Zachodu nie są takie same. Dlatego kluczowym zadaniem dla nas, nauczycieli na Zachodzie, jest przekładanie obcych nauk nie tylko na inny język, ale także na odmienną kulturę naszych uczniów. Przywiązanie do tego, by „robić wszystko tak, jak się to robi w Indiach” to rodzaj lenistwa nauczyciela, które może przynieść uczniom szkodę. Naszym zadaniem jest nie tylko przekazanie metody, ale także wyodrębnienie istoty metody z elementów charakterystycznych dla danej kultury, którymi metoda ta jest przesiąknięta.

Uczę asztangajogi. Nauczyłem się tej praktyki od mojego nauczyciela, Sri K. Pattabhiego Joisa, którego określiłbym mianem klasycznego Indusa, w odróżnieniu od współczesnego Indusa. Mówiąc o klasycznym Indusie, dokonuję w zasadzie rozróżnienia pomiędzy nim, a współczesnym Indusem, który wprawdzie wciąż dziś istnieje, ale stopniowo zanika w miarę gospodarczego wzrostu Indii.

To, co przede wszystkim odróżniało klasycznych Indusów, uczniów mojego nauczyciela, od ich odpowiedników z Zachodu, to ich sposób postrzegania samych siebie. Uczeń będący klasycznym Indusem identyfikował siebie przede wszystkim poprzez swój związek z rolą, którą pełnił w społeczeństwie, podczas gdy uczniowie z Zachodu identyfikowali się przede wszystkim ze swoją osobowością, tym, co lubią, a czego nie, tym, co daje im pewność siebie, a co wprowadza niepewność. Duża część pracy prowadzącej do usunięcia samsary (uwarunkowanej rzeczywistości) wymaga od ludzi Zachodu zupełnie innego rodzaju wysiłku. O ile jasne jest dla mnie, że cele pozostają takie same – przezwyciężenie naszych uwarunkowań, aby odkryć to, kim naprawdę jesteśmy – ścieżka jogi w Indiach jest zupełnie inna od ścieżki jogi na Zachodzie. 

Obowiązek czy autentyczność?

W Indiach nie ceni się tak bardzo indywidualizmu i oryginalności, jak ma to miejsce na Zachodzie. Od najmłodszych lat podkreśla się wartość związku z własną rolą w społeczeństwie. Jeśli ktoś należy do kasty bramińskiej, fakt ten determinuje to czym i kim jest, jaką rolę ma odegrać w społeczeństwie. W porównaniu z ludźmi Zachodu, ludziom w Indiach życie się przydarza. Sposobu życia nie wybiera się tam w takim stopniu, jak to się dzieje u nas i chociaż obecnie się to zmienia, zmiany zachodzą powoli. Dla przykładu, jeszcze do niedawna mało kto, i to zaledwie w niewielkich zakątkach indyjskiej kultury, miał śmiałość pomyśleć, że można wybrać sobie małżonka. Decydowała o tym kasta młodej kobiety czy młodego mężczyzny, ich rodzice, a nieraz z pomocą przychodził także rodzinny astrolog.

Rola człowieka określana jest jako dharma lub obowiązek. Najważniejszy temat Bhagavadgity(jednego z tekstów ukochanych przez Hindusów i uważanych przez nich za święte) to wypełnianie obowiązku wobec własnej kasty. Jeśli oznacza on walkę przeciwko członkom własnej rodziny w imię santana dharmy (odwiecznego prawa), musi być wykonany, czy nam się to podoba, czy nie. Istotą treningu jogina w Indiach jest pozbycie się asmity (poczucia przesadnej identyfikacji z własnym ja lub ego) i zastąpienie go identyfikacją z rolą, jaką narzuca im społeczeństwo i poddanie się jej. To, co my na Zachodzie określamy jako twórczą zdolność wyboru sposobu życia zostaje zupełnie wyeliminowane. Celem, którego osiągnięcia oczekuje się od adeptów w toku ich transformacji jest podporządkowanie się ich roli – czy to roli w społeczeństwie czy w rodzinie.

Na Zachodzie uczymy się nie utożsamiać do końca z naszymi rolami brata, matki, nauczyciela czy kierownika firmy. Choć są one częścią naszej tożsamości, nie określają nas w takim stopniu, w jakim dzieje się to w przypadku klasycznych Indusów. Na Zachodzie raczej płynnie poruszamy się pomiędzy różnymi naszymi rolami. Kilka poranków w tygodniu mogę być nauczycielem jogi, ale jeśli po przyjściu do domu wciąż grałbym rolę nauczyciela, moja żona chyba by mnie udusiła. Nasze kariery, role odgrywane w domu, nasza przeszłość czy status społeczno-ekonomiczny nie stanowią o nas.

W dużo większym stopniu zdajemy się utożsamiać z własną osobowością i tym, co lubimy. Na przykład, jeśli ojciec zapyta swojego syna: „Chcesz zostać piłkarzem czy bejsbolistą?”, a syn odpowie: „Chcę być wizażystą”, wtedy dziecko wyraża swoją odrębną tożsamość poprzez to, czego pragnie. To samo ma miejsce, gdy wybieramy sobie partnerów życiowych i decydujemy się na dzieci (lub nie). Możliwość dokonywania wyborów i decydowania o tym, co daje nam szczęście, buduje postać, którą na Zachodzie określamy jako „ja”.

Zatem, jeśli człowiek z Zachodu z rozwiniętym ego przyjeżdża do indyjskiego guru zakorzenionego w klasycznej kulturze indyjskiej, by uczyć się jogi, guru nie rozpoznaje i nie może rozpoznać tego, co widzi ten uczeń.  Poczucie własnego ja człowieka z Zachodu jest silnie utożsamione z jego własną osobą i różnymi jej zachciankami. Ponadto, ludzie z Zachodu zmagają się z problemami takimi jak pewność siebie, uczucia zwątpienia w siebie czy nawet wstrętu do samego siebie. O ile jestem przekonany, że wielu klasycznych Indusów zmaga się z tymi samymi problemami, o tyle pewność siebie i otwartość nie są cenione tak wysoko, jak spełnianie swoich obowiązków wobec społeczeństwa i rodziny. Zatem ponieważ tło kulturowe jest tak odmienne, bardzo często stosowana metoda nie działa w taki sam sposób, choć nie chcę przez to powiedzieć, że nie działa wcale.

Polityka ma zawsze wymiar lokalny… tak jak i joga

Pamiętam zdumienie mojego guru, kiedy rok po roku przyjeżdżaliśmy do shali (szkoły jogi) niezmiennie w stanie wolnym, wciąż eksperymentując z różnymi nielegalnymi substancjami i pokryci kolejnymi tatuażami. Przypuszczam, że nieraz drapał się w głowę zastanawiając się, dlaczego stosowana przez niego metoda na niektórych z jego uczniów nie działa tak jak powinna. W trakcie swoich wykładów często powtarzał, że powinniśmy zawierać małżeństwa, mieć dzieci i zasadniczo poddać się naszej dharmie. Myślę, że widział, że choć pochodzimy ze stosunkowo zamożnych krajów, duchowo jesteśmy tak samo zagubieni. Mimo to uważam, że choć ta praktyka nie działała zgodnie jego kulturowymi wytycznymi dharmy, faktycznie działała na nas.

Wierzę, że ścieżka prowadząca do oświecenia ma dla ludzi Zachodu mniej wspólnego z podporządkowaniem się swojej roli w społeczeństwie, a więcej z zyskaniem odwagi, by ufać temu, co nas autentycznie porusza. To właśnie kierowało nami, kiedy oszczędzaliśmy każdy grosz zarobiony jako kelnerzy czy nauczyciele joig po to, by wrócić do Indii i uczyć się z naszym nauczycielem. Tym się kierowaliśmy pojawiając się codziennie na macie. Nie robiliśmy tego dlatego, że społeczeństwo uważało to za wartościowe. Przeciwnie, większość znajomych moich rodziców uważało mnie za dziwaka, bo wstaję o piątej rano, żeby ćwiczyć. Robiliśmy to, ponieważ nas to poruszało. W każdym z nas odbijało się to w bardzo osobisty sposób. Praktykowaliśmy, aby pozbyć się całego nonsensu narzuconego nam przez rodziców, nauczycieli i społeczeństwo, i aby każdy z nas mógł znaleźć swoją własną drogę przez świat.

Joga bramińska

Przedstawiłem odmienny sposób, w jaki według mnie praktyka oddziaływała i wciąż oddziałuje na nas, ludzi Zachodu. Więc kiedy słyszę jak nauczyciele asztangajogi naciskają swoich uczniów, by praktykowali dokładnie tak samo, jak obecnie praktykuje się w Mysore, żeby nigdy nie modyfikowali sekwencji dostosowując ją do fizycznych, emocjonalnych i duchowych potrzeb ucznia, że dyskryminują tych, którzy nie mogą praktykować sześć razy w tygodniu, nie mogę powstrzymać się od myśli, że taka postawa to nie tylko arogancja, ale także zaniedbanie ze strony nauczyciela. Narzucają oni swoim uczniom bramińską interpretację jogi. Ścieżka ludzi z Zachodu niekoniecznie musi oznaczać stanie się bardziej posłusznym. Dla niektórych tak będzie, ale dla większości zadaniem do wykonania będzie pozbycie się tego, co nie jest prawdą, aby poczuć i wybrać życie zgodne z naszą istotą, cząstką nas, która jest autentyczna, w pełni świadoma i rozbrzmiewająca głęboko w nas.

 

Chad zaczął praktykować asztangajogę u Davida Williamsa w 1993 roku, a w 1994 po raz pierwszy pojechał do Mysore w Indiach, żeby praktykować pod okiem swojego nauczyciela, Sri K. Pattabhiego Joisa. W 1998 roku Chad  otrzymał błogosławiesństwo Gurudżiego, by nauczać metodą asztangajogi i od tamtego czasu uczy. Największy wpływ na styl praktyki i nauczania jogi Chada miało kilku spośród jego wczesnych nauczycieli asztangajogi, takich jak Eddie Stern, Chuck Miller oraz Maty Ezraty, Dena Kingsberg i Rolf Naujokat.

Oprócz udzielania prywatnych lekcji asztangajogi, Chad trzy razy w tygodniu prowadzi zajęcia w stylu Mysore w Mission Ashtanga w San Francisco razem z Devorah Sacks. Jego misją jako nauczyciela asztangajogi jest ułatwić uczniom odnalezienie własnego osobistego klucza do tej potężnej praktyki oraz wspieranie ich w postępach i rozwoju osobistym.

Chad łączy swoją wiedzę na temat jogi z innymi programami oddziaływującymi na umysł i ciało w Herst Wellness, które otworzył, by pomóc ludziom znaleźć swoją autentyczną praktykę, która prowadzi do transformacji, leczy i przynosi żywotność. Chad ma także kwalifikacje w zakresie akupuntury, leczenia ziołami i coachingu osobistego. Działa głównie w San Francisco, ale pracuje także z ludźmi na całym świecie.

Redakcja: Bryonie Wise

Paweł Witkowski INTools