Czy joga jest rytuałem? Ashtanga Vinyasa Yoga jest.
Praktykuję jogę, bo od samego początku czułem, że ma korzystny wpływ na moje samopoczucie. Zacząłem od metody Iyengara, która mnie mocno wciągnęła i wydawała mi się dużo ciekawsza niż siłownia, czy tenis. Każde zajęcia inne. Ale po dłuższym czasie uświadomiłem sobie, że jedne zajęcia są przyjemne, a z innych miałem ochotę wyjść. Doszedłem do wniosku, że ma to pewnie związek z kolejnością asan w sekwencji może dość przypadkowo układanej lub przez nauczyciela czasem z nie za dużym doświadczeniem. Długie pozostawanie w pozycjach nie było dla mnie przyjemnością, a uśmiech na twarzy nauczyciela, gdy po kilku minutach trwania w pozycji wojownika prawie wszystkim drżały i omdlewały ręce, budził złe skojarzenia. Do tego brak ciągłości: przerwy na przynoszenie i odnoszenie pomocy, na demonstrowanie kolejnych pozycji. Jakoś nie do końca potrafiłem odnaleźć harmonię ducha, ciała i umysłu o której mówiła reklama szkoły.
Na szczęście los sprawił, że trafiłem do Ashtanga Yoga Studio Radka Rychlika, gdzie po kilku sesjach prowadzonych zostałem zaproszony na zajęcia w stylu mysore. Już po pierwszych byłem zachwycony i jestem do dzisiaj! Ćwiczyłem w rytmie własnego oddechu koncentrując się tylko na tym, co robię – to fantastyczne doświadczenie, które kontynuuję i którym się cieszę od ponad dziesięciu lat.
Dzięki powtarzaniu stałej sekwencji asan połączonych winjasami mogłem obserwować, co dzieje się z moim ciałem, z tętnem, oddechem, umysłem i z moją praktyką. Jak się zmieniają, gdy jestem zmęczony obowiązkami, niewyspany lub w dobrej formie. Koncentracja na oddechu, ustawieniu pozycji pozwalała się w prosty sposób wyłączyć, oderwać od codzienności, wydostać z zamkniętego kręgu myśli o bieżących problemach, a wysiłek fizyczny rozładowywał stres. Przez wiele lat powracały nawyki z boiska, kortu, siłowni, bieżni, gdzie często rywalizowałem i chciałem być lepszy. Patrzyłem na różne rzeczy niemożliwe do zrobienia ze smutkiem stwierdzałem, że mi się to nigdy nie uda, a z drugiej strony pocieszałem się, że przecież mogę zrobić coś, co innym nie wychodzi. A kiedy już coś osiągnąłem, to chciałem więcej!
Praktykowałem przez kolejne lata… i bardzo wiele się zmieniło.
Uświadomiłem sobie, że ten rytuał jest ścieżką do całkowitej, osobistej wolności i doskonałą drogą rozwoju samoświadomości! Pozwala uniezależnić się, uwolnić od nauczyciela. Gdy nie mogę iść na zajęcia, to ćwiczę w domu, wyjeżdżam – ćwiczę w hotelu. Znam sekwencję, więc mogę ją wykonać lub zrobić to, na co mam ochotę, bo nie jestem niewolnikiem tylko zwolennikiem tego cennego rytuału. I chociaż mogę to robić sam, to dużo przyjemniej ćwiczy mi się razem z innymi pod okiem nauczycieli, których lubię i cenię.
Wracając do samej praktyki, to tak, jak dziesięć lat temu robię pierwszą serię i nie powoduje to we mnie żadnego dyskomfortu. Cieszę się, że pomimo upływu lat zauważam subtelne postępy. Dla mnie pierwsza seria, to przede wszystkim winjasy, w których mogę sobie płynąć, ale bardzo lubię również asany pozwalające mi odpocząć i skoncentrować się na oddechu. Jestem z siebie dumny i wtedy, gdy zrobię całą serię, ale również wtedy, gdy zakończę praktykę po navasanie, bo większe znaczenie ma dla mnie jakość i płynność praktyki, szukanie komfortu i przyjemności niż ilość wykonanych asan. Po każdej sesji jogi cieszę się, bo wiem, że ma korzystny wpływa na moje ciało, umysł - samopoczucie.
Pozwolę sobie jeszcze na dość obrazowe porównanie. Ciągłe i częste zmienianie partnera/partnerki sprawia, że wzajemne relacje są tylko powierzchowne, fizyczne, powoduje wypranie z uczuć i odczuwanie dotkliwej samotności. Dopiero dłuższy związek pozwala na doświadczanie głębokiej bliskości, która nie pojawi się bez zaufania i poczucia bezpieczeństwa, na rozkwit uczuć, a to dopiero potęguje nasze doznania i przeżycia, rozwija świadomość, wzbogaca nas na wielu poziomach!
Jeśli ten fizyczny poziom związany z aktywnością ruchową kogoś satysfakcjonuje, to niech sobie zmienia jej rodzaj codziennie lub gdy tylko mija początkowa fascynacja. Ja nie boję się rytuałów które przynoszą odczuwalną korzyść. Co z tego, że komuś mogą kojarzyć się z religią.
Czasy mamy bardzo szczególne, nadmiar informacji zewsząd! Czy naprawdę potrzebujemy zmian, jeszcze większego urozmaicenia? Czy coś stałego w dzisiejszym świecie nie jest bezcenną wartością!? Ja cieszę się, że to właśnie joga jest moim rytuałem.