Keep the balance!

Yoga Rocks
Autor: 
Ewa Jaros
Zdjęcia: 
Piotr Tytkowski

Wydaje się nam, że niemal od zawsze wiemy, że złoty środek, zachowanie równowagi, jest tym co zapewnia radość bycia... No ale czy tak się naprawdę da?!

Zaczęło się już na lotnisku, samolot do Heraklionu odwołany, następny za 5h! Czekając na samolot zainaugurowaliśmy wyjazd grecką sałatką! Doskonała, jak nasze nastroje. Nikt się nie zdenerwował..

Po spóźnionym lądowaniu, czekały nas jeszcze dwie godzinki samochodem. Po drodze dostaliśmy smsa od Piotra i Weroniki, że jedzenie przepyszne! Że nam zostawią troche..

Ominęła nas kolacja, dotarliśmy przed północą, mocno zmęczeni, spragnieni i głodni... ale żadnego narzekania! Żadnego braku równowagi! Nic a nic!

7 rano led class (Basia była łaskawa tym razem)

Pobudka 6:15 prysznic i na shale! Okazało się, że wszystkich zagranicznych gości, oprócz Liny ze Szwecji, wystraszyła sytuacja ekonomiczna w Grecji oraz nieprzewidywalny wulkan, i nie przyjechali! Byliśmy zatem w kameralnym gronie, z przeważająca grupą Polaków. Praktyka pomimo krótkiej nocy dla wszystkich okazała się orzeźwiająca. Powitania słońca z twarzą zwróconą do wschodzącego słońca i widokiem na morze, były dla wszystkich jak ze świata snu, na szczęście to był absolutny stan jawy! Po praktyce wszyscy nawzajem poznaliśmy się ze sobą. Uczestnicy warsztatu, goście, właściciele, kucharze, cały stuff.. i tak się zaczęło...

kreta-1.jpg kreta-2.jpg kreta-3.jpg

Yoga Rocks, tam ze szczęścia można oszaleć!

Miałam taki pomysł żeby codziennie o świcie robić zdjęcie swojej twarzy na tle morza i obserwować czy coś się we niej zmienia, czy staje się coraz bardziej wyciszona, spokojniejsza, zbalansowana.. I czy to będzie widać np. w moich oczach, albo w ustach, albo na czole. Chciałam też w ten sposób coś zatrzymać. Robiąc zdjęcie utrwalić codzienną zmianę dokładnie tego samego widoku. Wystarczyło bowiem rozsunąć drzwi na taras, by stanąć niemal nad brzegiem. Szybko jednak dostałam po nosie, dosłownie, słońcem po nosie.

Strasznie się opaliłam już pierwszego dnia. No i po drugim zrezygnowałam. Moja czerwona twarz nie potwierdzała umiejętności znajdowania balansu, dlatego przerzuciłam się na czyste patrzenie. Zrozumiałam, że nie mogę jednocześnie być w czymś i stać z boku obserwując. Robienie takich zdjęć odbiera chwili ducha, podwójnie ją zakłóca. Bo ja przestałam patrzeć i widok przestał być żywy.

kreta-4.jpg

Nie zakłócać, brzmiał wniosek. Tak samo jak nauczyciel, który czasami świadomie musi nie pomóc, by nie przeszkodzić, temu co ktoś sam w sobie odkrywa. Dlatego już tylko patrzyłam, a na praktyce niektórym pomagałam mniej. Czasami myślałam, że może jednak za mało... Na szczęście była Basia. Ona raczej zawsze wiedziała jak znaleźć balans. Pokazywała więc, że choć granice do przekraczania nigdy się nie skończą i trzeba je przekraczać, trzeba to robić od tak, przy okazji i za dużo o tym nie rozmyślać. Po prostu praktykować...

Ale prócz tego jak powinno się praktykować, były również zajęcia jak jogi praktykować nie należy. To również było bardzo ciekawe. Prowadziłyśmy je razem z Basią. Shale zamieniłyśmy na basen, flow na speed, drishti na sun! Kiedy właśnie w którymś momencie padło polecenie drishti sun, wszyscy padliśmy ze śmiechu, bo nas poraziło! Tempo było zabójcze, bandhy odmówiły współpracy, a nieco zmęczone już ciała nie wyrabiały się w asanach. Ale za to dowiedzieliśmy się jak joga dynamiczna może być super dynamiczna i dzięki pomysłowi Basi, mieliśmy wspaniały kontrapunkt do pure ashtanga! No i nikt już nie marudził kiedy następnego dnia rano Basia kazała stawać na głowie, tym co nie umieli, albo robić mostek ze stania pierwszy raz w życiu! Wszyscy docenili moc praktyki czystej ashtangi.

kreta-5.jpg kreta-6.jpg kreta-7.jpg

Nieocenionym doświadczeniem była też praktyka czekając na taksówkę, kiedy wszystkim jest zimno. Udaliśmy się wszyscy któregoś dnia to pobliskiej mieściny na kawę, internet i kupno naturalnych kosmetyków z greckiej wyspy Kreta. Kawa wyszła nam bokiem (tysiąckroć lepszy był rumianek z zapasów kuchni Helen), mydła pachniały za bardzo, a logowanie się na fb w greckiej kafejce, skończyło się dla mnie zablokowaniem konta! Na dodatek zrobiło się strasznie zimno! Phill, jako nasz taksówkarz, miał być dopiero za godzinę. Poszliśmy więc w stronę postoju, gdzie do photo practice zainspirował nas stary, opuszczony samochód. No i po chwili Basia znów zbalansowała cały zimny nastrój grupy. Nakręciliśmy niemal cale photo story! Basia reżyserowała. Powstał jeden odcinek brazylijskiej opery mydlanej z Pawłem i Dorotką w rolach głównych.

kreta-8.jpg kreta-9.jpg

Wspólny pokaz asan stał się tylko pretekstem do niecodziennej zabawy. Godzina oczekiwanie pełna wrażeń i dzikiej radości zakończyła się w pełnym słońcu, które wyszło zza chmur, bo chyba pękało ze śmiechu, jak my wszyscy!

kreta-10.jpg kreta-11.jpg kreta-12.jpg kreta-13.jpg

Wieczorem czekało nas kolejne nowe doświadczenie. Mieliśmy za zadanie tańczyć przez godzinę bez odpoczynku. Nikt nie mógł usiąść nawet na chwilę. Dla mnie jako tancerki to wyzwanie było przyjemnością, ale dla niektórych okazało się morderczą praktyką wytrzymałości.

kreta-14.jpg kreta-14a.jpg

To również pokazało jak cudowna i zbalansowana jest ashtanga. Wieczór zakończył się orzeźwiającym odkryciem talentu wokalnego Dorotki, pod której przewodnictwem białego głosu odśpiewaliśmy przepiękną pieśń bałkańską (chyba?). Wszystkie wydarzenia dokumentował Piotrek, którego niebanalny zmysł obserwatora podziwialiśmy każdego wieczoru oglądając zdjęcia, które robił od tak, przypadkiem.. były przepiękne! Dla nas podwójnie ważne, bo to my byliśmy twórcami kontekstu.

Każdego wieczoru spotykaliśmy się w kuchni na rumianek (made by Weronik lub parzony samodzielnie). Nie mogliśmy nacieszyć się sobą, miejscem i jogą, którą dzięki lekkości bycia Basi, przekładaliśmy z porannej praktyki na cały dzień, na wspólne obcowanie z miejscem, ze sobą i z jego gospodarzami.

Ten czas z moimi uczniami, których przywiozłam Basi na szlifowanie i ludźmi których tam spotkaliśmy, był czasem prawdziwej nauki balansu. W praktyce ashtangi, w uczeniu innych i siebie, w dostosowaniu się do grupy, do otoczenia, w odpoczywaniu, w korzystaniu z internetu. Takie spotkania nie są tylko praktyką jogi. To zawsze praktyka szalonego dystansu. Szaleństwo to całkowite bycie w chwili, a dystans to umiejętność jej docenienia i cieszenia się nią. Basia potrafi być takim właśnie szalonym nauczycielem. Każde takie spotkanie całkowicie angażuje, ale zarazem niekonwencjonalnie pokazuje gdzie w życiu i w praktyce powinniśmy poszukać równowagi.

A dla mnie osobiście każdy taki retreat pokazuje, że umiejętność stania na głowie, nie jest w życiu niezbędna, ale upewnia mnie zarazem, że kiedy czasami nasze życie staje na głowie, sirsasana pomaga trzymać balans!

kreta-15.jpg

Yoga Rocks, to był mocny tydzień, praktyka w różnych, niecodziennych miejscach.. ale nie mogliśmy ominąć skał!

kreta-16.jpg

Ale zawsze z klasą :)

kreta-17.jpg kreta-18.jpg

Więcej zdjęć

Paweł Witkowski INTools