Na granicy światów - David Keil w Warszawie

Autor: 
Michał Kudzia

7 lat na macie: jogiczne przedszkole. 2 lata temu zacząłem prowadzić zajęcia, czyli przechodzę właśnie etap kwalifikacji do nauczycielskiego żłobka. A mimo to już dziś profesja instruktora jogi stała się podstawową w moim życiu. Czy ja zwariowałem? Z czym do ludzi?

Ta i inne podobne wątpliwości ogarniały mnie od dawna, ale kilka tygodni temu, wskutek udziału w pewnym warsztacie, nastąpiła ich kulminacja.

10 lutego na zaproszenie Astanga Yoga Studio do zaśnieżonej Warszawy ze słonecznej Florydy przyleciał David Keil, specjalista ds. anatomii w dziedzinie jogi. Został z nami przez tydzień i był to bardzo wartościowy czas.

Wszystko jest jednym

Od razu go polubiłem. Taki normalny, przystępny, kontaktowy, zaciekawiony. Podejmował otwarte dialogi, chciał się uczyć. Podczas pierwszego spotkania w szatni powtarzaliśmy do skutku polskie przywitanie, aż z niewyraźnego "tszesz" wyczarował ładnie brzmiące "cześć". Podobnie czarował na sali. Jedną ręką sprawnie obracał fragmentami szkieletu, drugą po dotykowym ekraniku iPada przesuwał slajdy. Jednocześnie komentował, odpowiadał i na bieżąco starał się rozwiewać wątpliwości odważnie pytających. Rutyniarz. Dało się odczuć, że ze swoim programem wystąpił już przedtem wiele razy (ponad 200).

Sam warsztat był treściwym wyciągiem, skondensowanym tematycznie, zamkniętym w zgrabną całość. Stanowił kwintesencję anatomicznej wiedzy i doświadczeń autora jako praktyka i nauczyciela jogi. Majstersztyk. Odniosłem wrażenie, że kilka takich warsztatów może zastąpić wieloletnie studiowanie grubych ksiąg.

David przeprowadził nas wzdłuż subtelnej granicy mądrości Wschodu (Yoga+) z osiągnięciami Zachodu (+Anatomy) (= YogAnatomy). Pokazał jak bardzo te dwa światy są do siebie podobne. Zwrócił uwagę na fakt, że ludzkie ciało nie składa się z kości, mięśni i narządów, jak o nim myślimy na codzień. Nasz organizm to jedna wielka tkanka łączna, miejscami tak gęsta, że aż twarda (kości), gdzie indziej rzadka, miękka, cienka i delikatna (np. sieć powięzi). Jedno przechodzi w drugie, przenika się i w ten sposób wszystko jest ze sobą połączone. Jesteśmy całością, nie częściami. Wystarczy sobie wyobrazić jak z jednej komórki w brzuchu kobiety powstaje cały człowiek. Czy ta komórka jest kością albo krwinką? Nie. Jest wszystkim naraz. Ruchome obrazy trójwymiarowych struktur na przygotowanych przez Davida slajdach pozwoliły name lepiej zdać sobie z tego sprawę.

"A constant state of change (of connective tissue)" - Stały stan zmiany (tkanki łącznej)

Drugiego dnia wnikliwie przyjrzeliśmy się fundamentom, czyli nogom i kręgosłupowi. Poznaliśmy układ "sąsiadów" kolana i wyniające z tego układu potencjalne przyczyny jego przeciążania. Rowerzyści i biegacze: uwaga na sztywność w biodrach :-). Sugestywne znęcanie się nad plastikowym kręgosłupem pozwoliło nam poznać funkcje i ograniczenia poszczególnych jego odcinków. Gdzie indziej się zginamy, gdzie indziej - skręcamy, a są miejsca całkiem sztywne. Oczywista sprawa, sztuka tylko odpowiednio tę wiedzę przełożyć na praktykę.

Mięśnie wewnętrzne, cuda dla wybranych i mityczna bandha

Po przerwie na ekranie pojawił się pląsający aktor i tancerz wszechczasów, Fred Astaire. Dlaczego właśnie on? Ponieważ mistrzowsko opanował pewien mięsień - przedmiot kolejnej odsłony warsztatu. Iliopsoas, czyli mięsień biodrowo-lędźwiowy: zagadkowy, choć tak powszechny. Używamy go na każdym kroku. Także w dosłownym sensie - psoas to przecież najsilniejszy dźwigacz kości udowej. Bez niego ani rusz, ani tym bardziej lataj winjasę. David przedstawił nam go funkcjonalnie przy pomocy swoich gadżetów, po czym przyszła pora na żywą dyskusję, zabawę w chiropraktyka i kilka asan. Nastawieni "psoas aware" wykonaliśmy fragment dobrze znanej (czyżby?) asztangowej sekwencji. Niby tak samo, a jednak inaczej.

Podobnie wyglądały wszystkie warsztatowe lekcje. Żadnej czczej gadaniny. Teoria wypróbowana praktyką. W planie dnia trzeciego przewidziane były zabawy z ramionami i klatką piersiową. Udałem się do Studia skuszony obietnicą stanięcia wreszcie na rękach ;-). Oczywiście żartuję. Próżno liczyć na magiczne podpowiedzi z efektem błyskawicznym. Magię czyni systematyczna praktyka, chociaż i ona może prowadzić na manowce, dlatego David rozszerzył słynne powiedzenie Pattabhi Joisa o jedno słowo:

"Do the practice correctly and all is coming" - Praktykuj właściwie, a wszystko przyjdzie

To, co nie stało się moim udziałem, czyli cud, w pewnym sensie przydarzyło się Eli. Byliśmy świadkami jak przenosi nogi w winjasie do tyłu. Niespodziewanie dla samej siebie, bo właśnie chciała pokazać prowadzącemu jak tego nie potrafi ("but how can I do this... oh!") :-D. Co ciekawe, akurat po ćwiczeniu iliopsoas z górnej części ciała. Tak - jesteśmy symetryczni również w poprzek, nie tylko wzdłuż. Widać to było w nowej, autorskiej wersji pozycji anatomicznej, zaprezentowanej na leżąco.

Ja, mimo licznych zabiegów i wielu prób, wciąż nie potrafię stanąć na rękach bez asekuracji. W ogóle zdumiewa mnie, jak malutki mięsień zębaty może podnieść cały tułów z nogami ponad barki. Tysiąc razy widziałem tę sztuczkę, a nadal mnie zdumiewa.

Obowiązkowym punktem programu, jeśli zależy nam na prawdziwej asztangajodze, musiał być oddech. A jeśli oddech w anatomii to w roli głównej mamy przeponę. David zwizualizował nam jak nominalnie pracuje ta osobliwość wśród mięśni i jak zmienia się jej działanie pod wpływem bandhy. Omówił też pomocnicze mięśnie oddechowe. Podkreślił przy tym, że zgodnie ze swoją nazwą, powinny pełnić rolę drugorzędną, być dla przepony wsparciem, tłem (znowu biegacze: uwaga na oddychanie "międzyżebrowe").

"Poses are challenge for developing the breath" - Pozycje są wyzwaniem dla rozwijania oddechu

Rzadko używał abstrakcyjnych pojęć, żeby, jak mawiał "nie być zbyt ezoterycznym". Jeśli już to robił, starał się je wiązać z naszą fizyczną strukturą. Do tego stopnia twardo stąpał po ziemi, że ostatniego dnia, przykładając palec do ust, w wielkim sekrecie wyjawił nam, że żadna bandha nie istnieje(!) ("there's no bandha"). Zachował się jak okrutny dorosły uświadamiający dziecku prawdę o Świętym Mikołaju ;-). Nie oznacza to bynajmniej, że całkiem porzuciliśmy aspekt duchowy. Ten został zachowany choćby w mantrach rozpoczynających i kończących każdy pracowity dzień.

"Connective tissue possibly holds energetic nadis, meridians and emotional patterns" - Możliwe, że tkanka łączna utrzymuje energetyczne nadi, meridiany oraz wzorce emocjonalne

Osobny blok stanowił cykl zajęć w stylu mysore. David przygotowywał się do niego bardzo skrupulatnie. Zbierał informacje o każdej osobie, obserwował i zapamiętywał. Niedzielę, otwierającą cykl, nazwał "Dniem Zero" przeznaczonym na rozpoznanie praktyki poszczególnych uczniów. To dlatego m. in. wprowadzono warunek codziennego uczestnictwa. Żeby poważnie potraktować temat, uszanować zaangażowanie naszego nauczyciela i tym samym odnieść największą korzyść.

Seria szyta na miarę

Kolejne dni mysore wyglądały jak kalejdoskop mieniących się różnorodności. Niepowtarzalnych. Na sali było nas kilkanaścioro. I chociaż praktykowaliśmy niby to samo (większość z nas Pierwszą Serię AVY), każdy przypadek był szczególny i tak też został potraktowany. Gdyby zrobiono nam zdjęcie nawet w tej samej asanie, niewprawne oko mogłoby stwierdzić, że są to różne ćwiczenia. Na tyle różniły się wskazówki co do sposobu ich wykonania. Prawdziwie indywidualne podejście, jakże odmienne od powszechnie spotykanego automatyzmu, gdzie nauczyciel przykłada wszędzie jednakową "korektę" (wciąż coś mi nie gra w tym słowie - jakby ktoś miał tu kogoś korygować), bo taką akurat potrafi. Zdaje się nawet, że nauczyciele mają ulubione korekty, które preferują, nawet gdy sytuacja wymaga podejścia do bardziej potrzebującej osoby. A już normą jest fiksowanie się na wykonanie korekty po obu stronach przy pozycjach asymetrycznych. David tego nie robił. Kilka razy pomógł mi tylko przy trudniejszej stronie. Łatwiejszą ominął. Intuicja czy świadome działanie? Nie wiem. Poza tym wyleczył mnie z wykonywania kumbhaki (świadomego wstrzymywania oddechu) w Powitaniu Słońca. Cytował Gurudżiego: "When breath stops, blood stops" - Kiedy oddech ustaje, krew się zatrzymuje. Usprawnił moją technikę Psa z Głową do Góry (już mogę rozluźnić pośladki ;-)), dał kilka wskazówek jak balansować na rękach. Przy nim też poprawiłem kontrolę podnoszenia się z mostka. Efekt wstawania nie jest jeszcze w 100% powtarzalny, ale przynajmniej znam kierunek, wiem nad czym pracować.

"In yoga, difficultes are opportunities" - W jodze trudności są okazjami / szansami

Pozostałe osoby biorące udział w warsztacie z pewnością mogłyby tu dopisać do listy co zmieniło się, co poprawiło w ich praktyce pod jego wpływem.

David to eksperymentator, badacz, dociekliwy poszukiwacz. Potrafi zdjąć z oczu klapki "tradycji" i nie boi się wzięcia za to pełnej odpowiedzialności. Znajduje niekonwencjolalne sposoby, podpowiada oryginalne rozwiązania dopasowane do konkretnej sytuacji. Zdążył załapać się do ostatniego pokolenia bezpośrednich uczniów Śri K. P. Joisa. Obserwował pracę wielkiego nauczyciela w czasach, kiedy mistrz był jeszcze w dobrej formie. Bez wątpienia wiele z tych obserwacji uformowało jego własny styl nauczania. Jednocześnie zachował trzeźwe spojrzenie, perspektywę, dystans. Jeśli coś robi, to nie dlatego, że jakiś guru tak powiedział, tylko dlatego, że intuicja i zdrowy rozsądek tak podpowiadają. W swojej praktyce wielokrotnie podpierał się "niedozwolonymi" trikami, wbrew "regułom", za każdym razem żywiąc nadzieję, że nie zgarnie go Policja Asztangajogi ;-). Także w shali "u źródła", pod okiem Sharatha Joisa.

Bez zachwytu wypowiadał się na temat fabryki Mysore z jej "wysoką energią" i wielkoseryjną produkcją mostków. Musiał po niej z powodu bólu zawiesić praktykę tych wygięć do czasu, aż odnalazł klucz, własną metodę pracy. Trwało to kilka miesięcy. Dziś, dzięki pewnemu odkryciu, wygięcia w tył nie dość że sprawiają mu przyjemność, to jeszcze są o wiele głębsze niż kiedykolwiek wcześniej.

"Yoga (physically) is about playing with the nervous system, like meditation is playing with the other end of it - the mind" - W jodze (fizycznie) chodzi o zabawę z systemem nerwowym, podobnie jak w medytacji chodzi o zabawę z drugim jego końcem - umysłem

Oczywiście encyklopedyczna znajomość anatomii nie jest warunkiem (ani tym bardziej gwarantem) bycia dobrym nauczycielem. Czy Gurudżi znał nazwę gluteus maximus i jego funkcje? Możliwe, ale nawet bez tego wciąż pozostawał nauczycielem wybitnym. Na uczniów patrzył przez pryzmat energii ich praktyki. Z drugiej strony, anatomiczna wiedza może być pomocna. Spotkałem się z opinią, że nauczyciel jogi podczas pracy nie korzysta z umiejętności nabytych w dyscyplinach "pozajogicznych". Że nie są mu one potrzebne, a nawet mogą przeszkadzać. Mam inne zdanie. Myślę, że choćby podświadomie nauczyciele wspomagają się doświadczeniami z innych dziedzin.

Słoneczne marzenie

Bardzo dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do zaistnienia tego warsztatu: prowadzącemu, ekipie AYS, Leszkowi za udogodnienia finansowe, Ewie za wizualną inspirację do Trzeciej Serii ;-> oraz Piotrkowi Suffczyńskiemu za znakomite tłumaczenie. Dziękuję również Angie za rekomendację i zachętę do wzięcia udziału - było warto! I wcale nie musiałem nadrabiać zaległości z angielskiego ani medycznej łaciny ;-)

Bezpośrednio po warsztacie zamarzyło mi się wyjechać na Florydę. Wcale nie do Indii, Mysore, "kolebek" itp., tylko tam, gdzie obok Ashtanga Yoga Miami można odwiedzić też inne szkoły, m. in. Miami Life Center (chociaż szefową trudno zastać, gdyż lata po świecie). Jeśli więc chcecie życzyć mi czegoś na urodziny, to właśnie tego: dłuugiego urlopu pod palmą na plażach Miami :-D

Dlaczego zacząłem tak pesymistycznie? Ponieważ zobaczyłem jak wielka przepaść merytoryczna dzieli mnie od nauczycieli tej klasy co David Keil. Kontynuując, nutę pesymizmu przerzucam teraz na własne podwórko, żeby nie zaśmiecać portalu ;-P

Pozdrawiam, Namaste
eM

Paweł Witkowski INTools