Nowe stare Studio

Michał & Danny
Autor: 
Michał Kudzia

Centrum Warszawy, prestiżowy Nowy Świat. Tutaj popołudniami i w weekendy kwitnie życie towarzyskie stolicy. Kawiarniane ogródki pękają w szwach, z głośników płynie chillout. Spacerowicze tłumnie przemierzają Trakt Królewski. Zewsząd dociera gwar rozmów, a czasem można usłyszeć akordeon.

Wystarczy jednak skręcić w boczną uliczkę Foksal i przejść nią kawałek, by znaleźć się w zupełnie innym otoczeniu. To zaciszne i spokojne miejsce, gdzie pod adresem Gałczyńskiego 4 ulokowało swoją nową siedzibę Astanga Yoga Studio – pionierska w Polsce szkoła jogi Astanga Vinyasa. Studio przeniosło się z kamienicy na Żurawiej, gdzie przez 8 lat funkcjonowało w zaadaptowanym mieszkaniu. „Przeniosło“ to mało powiedziane. Ono diametralnie odmieniło swoje oblicze. Doprawdy, przemiana niczym kaczątka w łąbędzia. Całkiem nowy świat.

Z ubogiej izby do pałacu

Solidna, przedwojenna elewacja budynku. Przed drzwiami zainstalowano szyld z logo AYS, więc trafić jest łatwo. Wchodzimy po marmurkowych schodkach do zmodernizowanego wnętrza starej zabudowy. Wita nas pan z ochrony, po czym wzrok natyka się na... windę! Przy takim widoku stare skrzypiące schody z Żurawiej, choć miały swój urok, odchodzą w niepamięć. Nawet bywalcy, którzy pokonywali je kilka razy w tygodniu, szybko przyzwyczają się do nowego udogodnienia. Wciskamy więc „7“, by całkiem pojemna metalowa puszka dźwigu osobowego po(d)niosła nas na odpowiedni poziom (de facto piętro 4. bo półpiętra też mają swoje przystanki). Tam przez szklane wrota otwartymi ramionami wita nas nowy lokal. Ale cóż to za lokal! Przestrzeń, swoboda, wygoda – takie wrażenie odnosi się od samego przekroczenia progu. Studio urządzono w prostej konwencji, nowocześnie, estetycznie i funkcjonalnie. Nie jest ono przy tym sztuczne ani plastikowe. Ma duszę.

Miejsce na wypoczynek też ma. Można zasiąść na poduszce, a pod nogami poczuć przyjemny parkiet. Na wielkich tablicach kredą wypisano aktualne informacje, inspirujące sentencje oraz nazwy smakołyków. Do tych ostatnich jeszcze powrócimy. Na razie przejdźmy dalej. Sympatyczna i rzetelna obsługa w recepcji oczywiście udzieli niezbędnych informacji, pokaże gdzie się kierować. Ale wiadomo którędy pójść – oznakowane sugestywnymi grafikami drzwi i ściany nie pozwolą zabłądzić.

Szerokie zaplecze

W męskiej szatni policzyłem 43 zamykane szafki i dość miejsca, by 8-10 osób mogło się przebrać nie przeszkadzając sobie nawzajem (pod wcześniejszym adresem, jak pamiętamy, starczyło go najwyżej dla dwóch – joga zaczynała się w przebieralni). Damskiej szatni nie zwiedziłem, ale chodzą słuchy, że jest jeszcze pojemniejsza. Łazienka również przestronna, ergonomiczna, z „wodną“ podłogą, kabiną prysznicową i widokiem na Pałac Kultury – bądź co bądź wizytówkę naszego miasta. Słowem: komfort i luksus, jakich nie powstydziłby się spa-wellness z Hiltona. W korytarzu, na drodze od szatni do sali można się spokojnie minąć, podczas gdy na Żurawiej podobna droga była... raczej jednokierunkowa.

Gdzie, jak i z kim, czyli esencja szkoły

Sale są dwie. Obie bardzo widne – światło swobodnie wpada przez duże okna. Rozdziela je potężna, dźwiękoszczelna, przesuwna(!) przegroda. Po złożeniu w harmonijkę, a raczej megaharmonię, i schowaniu w ścianie, odsłania ona imponujące 140m2 powierzchni. Sufit zawieszony tak wysoko (prawie 5m od podłogi), że dałoby się rozegrać tu miniturniej siatkówki. Wrażenie przestrzeni dopełniają jasne kolory ścian i przezroczyste drzwi. W jednym czasie swobodnie może teraz ćwiczyć 50 osób, a przy odrobinie determinacji liczba ta wzrasta do 70. Całkiem niedawno, podczas wartsztatowej wizyty Kino MacGregor mieliśmy okazję się o tym przekonać :-)

Można by sądzić, że sala o takiej kubaturze będzie zbyt chłodna do praktykowania asztangi. Nic podobnego. Latem warunki cieplne były nad wyraz korzystne. Nie potrzebowaliśmy żadnych dodatkowych zabiegów dla podtrzymania wewnętrznego ognia w ciele. A zimą ma nie być wcale gorzej, gdyż system wentylacji zapewnia wtłaczanie nagrzanego powietrza do środka. I to bez pomocy sztucznych klimatyzatorów, zatem wysuszanie spojówek i migreny nam nie grożą.

Cechą, która mnie osobiście urzeka w części zachodniej, jest widok na iglicę Pałacu Kultury oraz białą poniżej niej tarczę ze wskazówkami. Lubię tak ustawić matę, by mieć szansę je obserwować , więc kiedy tylko nadarza się okazja, drishti => zegar.

Jeśli chodzi o rodzaje zajęć, to szkoła w swoim podstawowym grafiku oferuje ich kilka. Wszystkie zawierają element vinyasy. Mamy do wyboru mnóstwo godzin i zajęcia dla wszystkich poziomów zaawansowania. Najbardziej zaangażowanych praktykujących z pewnością ucieszy codzienny poranny mysore, zaś osoby poszukujące urozmaicenia znajdą coś dla siebie w dynamicznych sekwencjach autorstwa Radka Rychlika, przez niego prowadzonych. A skoro już mowa o kadrze szkoły, to warto wspomnieć, że w AYS stanowią ją pasjonaci asztangajogi, stale rozwijający praktykę własną i podnoszący kwalifikacje nauczycielskie na szkoleniach.

Nie samą matą jogin żyje

Czyli powracamy na poduszkę przy recepcji, gdzie można wypocząć, sięgnąć po książkę z biblioteczki, pożywić się i wysłać emaila łącząc się przez udostępniane Wi-Fi.

Smakołyki serwowane w nowym Studio są wyjątkowe. Na codzień żyjemy w zalewie produktów rafinowanych, mocno przetworzonych, o śladowej wartości odżywczej. One sukcesywnie nas osłabiają, dając złudne poczucie nasycenia. Za to w kulinarnej enklawie AYS pod nazwą Astanga Cafe mamy szansę się odbudować, zasilić komórki ciała, pożywić. Czym? Przekąskami, jakich nie znajdziecie nigdzie indziej :-). Vitariańskie bajaderki i rawfoodowe czekoladki, razowe tarty i tartinki, z warzywami, owocami i bakaliami, pysznie oryginalne szarlotki i bananowce, kanapki z chleba na domowym zakwasie i wiele innych. Wszystkie one są własnoręcznej produkcji wyrobami Kasi i Pawła – wieloletnich praktyków oraz propagatorów naturalnego, zdrowego stylu odżywiania.

Niestosowanie konserwantów i sztucznych wzmacniaczy smaku wśród świadomych konsumentów stało się już normą, oczywistością, standardem żywieniowym. Kasia z Pawłem idą o krok dalej – stosują kuchnię bez śladu ekstrahowanego cukru, soli oraz białej mąki. Ponadto przygotowane przez nich posiłki mają to szczęście, że nie doświadczyły mechanizacji produkcji, niosą zatem w sobie czystą, żywą energię.

Paweł, oprócz tego, że pomaga Kasi w zaopatrywaniu bufetu Astanga Cafe, pełni też funkcję dobrego ducha recepcji i jest tutaj masażystą. Tak: masaże! Kolejna atrakcja, dla której warto odwiedzić jogowe Studio na Gałczyńskiego. Fachowo wykonany masaż doskonale uzupełnia fizyczną praktykę. Może nawet ratuje, jeśli nie życie, to przynajmniej dobry nastrój ;-). Wygospodarowano na ten cel specjalne pomieszczenie, pół piętra poniżej lokalu głównego.

Quo vadis, AYS?

Dwa miesiące minęły od uruchomienia nowego świecącego punktu na mapie warszawskich szkół jogi. Wiele zdążyło się wydarzyć w tym czasie. Mieliśmy okazję uczestniczyć w trzech warsztatach znakomitych nauczycieli. Lokal stopniowo nabierał koloru, kształtu i pożytecznych sprzętów. Harmonogram dojrzał, zespół się skrystalizował. Rzesze nowych osób mogły się pojawić dzięki warunkom, jakie zostały im dane. Tutaj zetknęły się po raz pierwszy z vinyasą, a może z jogą w ogóle.

Cały czas jesteśmy świadkami rozwoju szkoły. Tkwi w niej ogromny potencjał. Co jeszcze ma w zanadrzu ekipa z Gałczyńskiego? Nie wiem tego. Wiem natomiast, że pozytywna wibracja i wsparcie ludzi krążą wokół. To dobry znak dla przedsięwzięć na horyzoncie. Jestem ich bardzo ciekawy. A jeśli Wy jesteście ciekawi historii Astanga Yoga Studio lub chcecie poznać bliżej jego obecną właścicielkę – Ewę Jaros, pozostańcie w kontakcie z aktualnościami portalu AshtangaYoga.pl :-)

Paweł Witkowski INTools