Tak zwana tradycja asztangajogi

HERST CHAD
Autor: 
Chad Herst
Tłumaczenie: 
Łukasz Przywóski

 

 

 

Chcielibyśmy zachęcić was do zapoznania się z artykułem o dość „zaczepnym” tytule. Celem autora nie jest jednak krytyka asztangajogi, ale przedstawienie ważnego tematu więzi między uczniem a nauczycielem w kontekście tradycji i historii asztangawinjasy. Autor – autoryzowany przez KPJAYI nauczyciel asztangajogi z blisko dwudziestoletnim stażem – dzieli się swoimi przemyśleniami na temat kierunku, w którym  rozwija się system. Zachęcamy do lektury szczególnie osoby, których pierwsza reakcja na tytuł była negatywna albo nerwowa :) Niezależnie od sposobu rozumienia jogi i jej celów (u wielu osób słowo „cel” w kontekście praktyki jogi budzi niesmak; a jednak jest ono używane w klasycznych dziełach definiujących podstawy systemu filozofii jogi) warto zastanowić się nad kwestiami podniesionymi przez Chada Hersta w poniższym artykule.

 

 

 

Tak zwana tradycja asztangajogi

Zauważyłem, że wraz ze wzrostem popularności zajęć asztangajogi w stylu Mysore słabnie poczucie więzi między uczniem a nauczycielem. Praktyka, która została stworzona w celu dostosowanie jej do możliwości praktykujących jest w coraz większym stopniu wypierana przez podejście zakładające, że „jeden sposób jest dobry dla wszystkich”.

Jest to naturalnym następstwem zwiększania się liczby osób, które poznają tę metodę i znajdują się pod jej wpływem. Niestety mija się to z celem zajęć w stylu Mysore, które z założenia liczą się budową i typem ciała, uczuciami, stopniem osobistego rozwoju ucznia i kulturą, z której się wywodzi. Problem polega na tym, że wraz ze wzrostem popularności jogi, praktyka przeobraża się w coś, co odcina ucznia od jego wrodzonej mądrości. W środowisku osób praktykujących asztangę opisana zmiana jest określana jako „tradycyjna”’; chciałbym zauważyć, że nie ma w niej nic tradycyjnego; stanowi ona niepożądany i nowy skutek uboczny popularności jogi. Jeśli nadal będziemy oddzielać wrodzoną mądrość ucznia od praktyki, praktyka jogi w stylu Mysore stanie się praktyką dla wybranych. 

W odróżnieniu od zajęć prowadzonych, zajęcia w stylu Mysore umożliwiają na rozwinięcie się między uczniem a nauczycielem relacji, która pozwoli by to praktyka była dostosowana do ucznia, a nie odwrotnie. Zasadniczo w czasie zajęć prowadzonych nauczycielowi jest trudno spersonalizować wskazówki ponieważ musi skupić się na utrzymaniu tempa i ciągłości zajęć. Zajęcia w stylu Mysore są ekwiwalentem zajęć prywatnych z mistrzem i, dodatkowo, są wzbogacone solidną dawką grupowej energii. Innymi słowy uczeń czuje się zmotywowany zarówno intensywnością zajęć, jak i skierowanymi tylko do niego wskazówkami i pomocą nauczyciela. Moment odnalezienia swojego jogicznego domu do złudzenia przypomina powrót do domu. Zarówno więź z nauczycielem, jak i cała grupa pomagają uczniom w osiąganiu stanu jogi, ale to student decyduje czym on dla niego jest.

Punkty zwrotne

Na przestrzeni lat zauważyłem, że w środowisku osób praktykujących asztangę, joga jest coraz częściej definiowana jako mistrzowskie opanowanie asan a nie osiągnięcie stanu jogi. Dla wielu osób celem jogi stało się zaplecenie dłoni w marīchyāsanie D pozwalające przejść do praktyki kolejnych pozycji z Pierwszej Serii albo wstanie z mostka do pozycji stojącej, po opanowaniu którego można rozpocząć praktykę Drugiej Serii. Prawdę mówiąc kamienie milowe tego typu wcale nie są pomocne. Wiele, naprawdę wiele osób nigdy nie zdoła zapleść dłoni w marīchyāsanie D ponieważ uniemożliwia to budowa ich ciał. Często zdarza się, że uczniowie są gotowi poświęcić swoje kolana, byleby tylko wejść w tę pozycję. W ten sposób marīchyāsana D staje się przyczyną uszkodzeń łąkotki przyśrodkowej. Podobnie w czasie podejmowania forsownych prób wstania z mostka do pozycji stojącej praktycy często uszkadzają sobie odcinek lędźwiowy kręgosłupa. Skutkiem uporczywych prób opanowania trudnej asany są często długotrwałe urazy spowodowane chronicznym przeciążeniem mięśni i ścięgien. Jak mawiał Patthabi Jois “Zdrowie jest efektem dobrej jogi, słabe zdrowie jest efektem złej jogi”. Najwyraźniej mówimy o złej jodze.

Popularny mit stworzony przez praktyków asztangi głosi, że jeśli będziemy praktykować przełamując ból, mamy duże szanse na osiągnięcie punktu zwrotnego w praktyce, nazywanego przez miłośników tej metody „otwieraniem się”.  Mówiąc o otwieraniu się praktycy mają na myśli możliwość wykonania tych pozycji, które wcześniej były dla nich nieosiągalne. Zgodnie z tą teorią dzieje się tak ponieważ ciało „otworzyło się” albo coś w ciele „odpuściło”. Większość tak zwanych „otwarć” , które obserwowałem przez lata to urazy spowodowane długotrwałym przeciążeniem mięśni i ścięgien, mające źródło w jawnym lekceważeniu wysyłanych przez ciało sygnałów, że to co właśnie robimy sprawia mu ból. W odróżnieniu od większości tak zwanych tradycyjnych praktyków nie wierzę w otwieranie się ciała. Chciałem w nie wierzyć przez wiele lat. Wielokrotnie wmawiałem sobie i uczniom, że doświadczany w czasie praktyki ból to tylko otwieranie się, ale widziałem już dosyć “otwarć” by wiedzieć, że to tylko pobożne życzenie.

W czasie pierwszej wizyty w Majsurze w 1993 r. poznałem ucznia z Nowej Zelandii, który uległ kontuzji w jānu-śīrṣāsanie C. Musiał skrócić wizytę z trzech miesięcy do miesiąca ponieważ jego boczne więzadło poboczne zostało całkowicie zerwane. Tym, co wprawiło mnie w osłupienie był fakt, że Nowozelandczyk skarżył się na ból kolana. Mimo to wielu czołowych praktyków i członków wspólnoty radziło mu, by w czasie praktyki przełamywał ból, dzięki czemu w końcu nastąpi przełom. Zasadniczo zniechęcali go do słuchania wysyłanych przez receptory bólowe sygnałów, które ostrzegały o niebezpieczeństwie, jakie groziło jego kolanom.

Asztanga jest rygorystyczną praktyką, czasami w jej trakcie zdarzają się poważne kontuzje. Lekceważenie problemu mające wyraz fałszywym stwierdzeniem typu „Nie przejmuj się, to tylko ciało się otwiera” przypomina położenie gałki lodów na wysypisku śmieci i utrzymywanie, że mamy przed sobą deser lodowy, który należy niezwłocznie zjeść. To właśnie lekceważenie zdrowego rozsądku w imię tradycji stanowi problem. Nie twierdzę, że przyjrzenie się bólowi i kontuzjom nie może być okazją do rozwoju, zmiany podejścia do praktyki. Kontuzja może stać się jednym z lepszych nauczycieli. Chodzi mi o to, że ból ciała przeważnie wskazuje, że coś robimy nie tak. Przemawia przez niego inteligencja ciała.

 

Tradycja

Wszyscy chcemy mieć pewność. Wydaje nam się, że kiedy dopasujemy się do starożytnego dziedzictwa, jego mądrość ogrzeje nas w mroźną noc. W końcu, jeśli przyjrzymy się naszemu współczesnemu życiu i porównamy je z bardziej tradycyjnymi kulturami zauważymy, że jesteśmy w pewien sposób bardziej samotni, wyobcowani i w większym stopniu przekonani, że nasze życie nie ma żadnego znaczenia. Chęć dopasowania się do starożytnej tradycji, pozwalająca na poczucie się częścią większej całości jest w moim odczuciu czymś naturalnym.

Niestety najczęściej widzimy osoby, które lgną do egzotycznych lub po prostu “innych” tradycji, do których mogą się w jakimś stopniu odnieść, ale równocześnie odcinają się od samych siebie. Jedna z naszych uczennic powiedziała mi, że kiedy odkryła jogę i jej nauki, była tak bardzo zafascynowana prawdą słów, które usłyszała i samą praktyką, że w celu zagłębienia się w te nauki postanowiła zostawić samotną, „starą „ siebie za drzwiami. Dzięki naszym rozmowom, odkryła, że tak naprawdę odcięła się od pewnych swoich cech, swojej mądrości i inteligencji, które rozwijała przez całe lata poprzedzające jej wprowadzenie do praktyki jogi. Zostawiając samotną siebie za drzwiami, odcięła się od tych cech, które należało lepiej poznać. Od chwili podjęcia tej decyzji była bardzo zadowolona czytając i rozmawiając o jodze oraz praktykując ją, ale jej ukryte problemy ciągle dawały o sobie znać. W końcu odkryła, że prawdziwym testem praktyki będzie jej użycie w celu odkrycia prawdziwej siły tych części jej świadomości, które czuły się samotne i wyobcowane.

Przypominam sobie, że kiedy rozpocząłem praktykę jogi istniał silny podział na praktyków asztangi i jogi Iyengara. Zdaniem osób praktykujących jogę Iyengara wszystko robiliśmy źle. Brakowało nam precyzji i wiedzy o ułożeniu ciała w asanach, wskutek czego byliśmy bardzo narażeni na kontuzje. Mimo to, wydawało nam się, że to oni nic nie łapią. Ich praktyka była potwornie nudna, statyczna i, przede wszystkim, umysłowa. Wraz ze wzrostem popularności asztangajogi zauważyłem tworzenie się wśród praktyków tej metody podobnego podziału na uczniów praktykujących w „tradycyjny” i „nietradycyjny” sposób. Koncepcja bycia „tradycyjnym” jest czymś nowym. Jeszcze do niedawna nie była znana. Nie żeby sama metoda nie była jasno określona. W rzeczy samej – była. Ze względu na małe wymiary starej szkoły w Majsurze, która mogła pomieścić na raz niewielu uczniów, każdy był uczony praktyki w niepowtarzalny sposób. Wielu długoletnich uczniów Gurudżiego, ze mną włącznie, powie wam, że potrafił powiedzieć coś jednej osobie na temat konkretnej asany albo samej metody, by po chwili zaprzeczyć samemu sobie w rozmowie z osobą obok.

Chcielibyśmy wierzyć, że metoda została wykuta w kamieniu i jest starożytna, dokładna oraz doskonała ale to nieprawda. Patthabi Jois powiedział, że naucza tej metody dokładnie tak, jak nauczył się jej od swojego nauczyciela Śri Tirimulaja Krishnamacharyę, który z kolei nauczył się metody od swojego nauczyciela Ramy Mohana Brahmaczarii i tak dalej. Chodzi o to, że system nie uległ żadnym zmianom i jest przekazywany w niezmienionej formie od tysiącleci. System ma źródło w już nie istniejącym tekście zatytułowanym „Yoga-korunta”, którego autorem był podobno mędrzec Ryszi Wamana. Tekst został podarowany Krisznamaczaryi przez jego nauczyciela Ramę Mohana Brahmaczaryę. Jak głosi legenda tekst był później trzymany w ukryciu przez Patthabiego Joisa, ale jakimś cudem dobrały się do niego i zjadły go robaki. Wszystkie te opisy składają się na mit, że praktyka ma bogatą historię a jej przekaz pozostaje nieskażony od niepamiętnych czasów.

Starając się zgłębić pojęcie tradycji, natrafiłem na pracę autorstwa N.E. Sjomana “Tradycja Jogi Majsurskiego pałacu”. Sjoman wytacza ważkie argumenty, że joga nauczana przez Krishnamaczaryę powstała przez połączenie elementów gimnastyki z jogą. Autor doszedł do tych wniosków przekopując archiwa królewskiej biblioteki w  Majsurze, gdzie Krishnamacharya nauczał jogi. Krishnamaczarya zaczął nauczać jogi w Pałacu w Majsurze na początku lat trzydziestych prowadząc zajęcia dla krewnych (od strony matki) rodziny królewskiej. Dzięki patronatowi Nalwadjiego Krishnaryi Woodeyara otworzył joga-szalę czyli szkołę jogi i prowadził ją do 1950 r. Autor dostarcza rzeczowych argumentów, że rozwijając system asztangawinjasy Krishnamacharya włączył do niego elementy gimnastyki i hinduskich zapasów.

Tak więc przekonanie, że system został w jakiś sposób utrzymany w niezmienionej postaci przez tysiące lat jest nieporozumieniem, łatwo dowieść że został on w mniejszym lub większym stopniu stworzony w latach trzydziestych XX w. - również w oparciu o źródła spoza tradycji jogi. Analizując historię asztangajogi widzianą z perspektywy praktykujących od dłuższego czasu uczniów z zachodu, że od 1973 r. system został w pewnym stopniu zmieniony.  Jedne pozycje zostały dodane do serii, inne zaś z nich wykluczone. Zmieniono czas pozostawania w poszczególnych pozycjach. Zmieniły się nawet same serie. Dzisiejsza Trzecia Seria stanowi zaledwie część starej Serii Zaawansowanej A, a sekwencja tworzących ją asan również uległa zmianie. Uczniowie, którzy opanowali Pierwszą Serię rozpoczynali praktykę Drugiej Serii bez konieczności opanowania wstania z mostka do pozycji stojącej. Początkowo uczniowie byli uczeni pranajamy po opanowaniu Pierwszej Serii. Później pranajama była nauczana po opanowaniu Drugiej Serii. Teoretycznie uczniowie są obecnie nauczani pranajamy po opanowaniu Trzeciej Serii. Stwierdzenie, że praktyka jest uświęcona przez historię jest najzwyczajniej w świecie nieprawdą. Jest ona żyjącym, ulegającym zmianom zjawiskiem.

Nowa Tradycja

Przekazywaniu tradycji nowemu pokoleniu praktyków towarzyszą jej zmiany. Tak więc stwierdzenie, że istnieje „tradycyjny” sposób praktyki nie oznacza bynajmniej, że ma on bogatą historię. Zamiast tego, „tradycyjny” oznacza zgodny z tym, co jest obecnie nauczane w Majsurze.  Zasadniczo to właśnie rodzina Patthabiego Joisa określa, co jest „tradycyjne”, a co nie. Ponieważ pochodnia została przekazana wnukowi Joisa – Sharathowi – to właśnie on decyduje, co jest, a co nie jest „tradycyjne”.

Pomysł, że dopiero wstanie z mostka do pozycji stojącej pozwala rozpocząć praktykę Drugiej Serii wyszedł od Sharatha. To tylko część tak zwanej „tradycji”, która została niedawno dopisana do praktyki, w celu radzenia sobie z napływem uczniów do Majsuru. Obecnie, do Majsuru przyjeżdża tylu uczniów, że zapewnienie im indywidualnego podejścia i udzielanie spersonalizowanych wskazówek staje się w coraz większym stopniu niemożliwe. Żeby to zrównoważyć w każdy piątek i w każdą niedzielę odbywają się zajęcia prowadzone. Zasadniczo zajęcia prowadzone nie istniały do czasu przeniesienia przez Patthabiego Joisa starej szkoły z Lakshmipuram do Gokulam. Ponadto obecnie kładzie się o wiele większy nacisk niż kiedykolwiek przedtem na naukę wygięć do tyłu. Tradycja jogi ulega kolejnej metamorfozie i wpływowi masowo przyjeżdżających ludzi, których przyciąga moc jogi.

Tradycja jest umowna. Kiedy ta umowność nie bierze pod uwagę różnic między ludźmi ryzyko wystąpienia  szkody może być bardzo wysokie. Piszę o tym, ponieważ praktyka i wspólnota znaczą dla mnie bardzo wiele. Nie podoba mi się kierunek, w jakim zmierza asztanga. Tym, co przede wszystkim, przyciągnęło mnie do praktyki asztangi był szacunek dla indywidualności. Każdy z nas ma interes w utrzymywaniu autentyczności i długowieczności  praktyki. W moim osobistym interesie leży, żeby w miarę dalszego rozwoju asztanga nadal szanowała indywidualność uczniów zamiast dalej rozwijać się w stronę metody, która w imię tradycji głosi, że „jeden sposób jest dobry dla wszystkich”.

Paweł Witkowski INTools