Wywiad z Markiem Darby

Autor: 
Ilya Zhuravlev
Tłumaczenie: 
Łukasz Przywóski

Zapraszamy do lektury wywiadu z Markiem i Joanne Darby przeprowadzonego przez Ilyę Zhuravleva, twórcę serwisu www.wildyogi.info. Mark i Joanne są certyfikowanymi nauczycielami asztangajogi, prowadzą szkołę www.sattvayogashala.com w Kanadzie.

 

DARBY+JOANNE.preview.jpg

Chciałbym zacząć od najpopularniejszego ale i zawsze interesującego czytelników pytania – w jakich okolicznościach zacząłeś praktykę jogi?

 

Mark: Zaczęło się, kiedy byłem młody. Interesowałem się duchowością, chciałem zostać księdzem. Dorastałem w Australii. Uczęszczałem do katolickiej szkoły, ale kościół katolicki zawiódł mnie -  nie mogłem uwierzyć, że tyko Katolicy idą do nieba. Nie mogłem uwierzyć, że Bóg nie wpuści do nieba osób zamieszkałych, powiedzmy, w Afryce bądź członków plemion żyjących w dżunglach i w lasach. Nie mogłem uwierzyć, że Bóg jest tak okrutny. Nie podobały mi się również inny katolickie idee. To sztywny dogmat religijny. W czasie pierwszej podróży do Indii uzmysłowiłem sobie, że duchowość jest wszędzie – wśród ludzi na ulicy, w świątyniach. To była żywa duchowość. Wyjechałem z Indii jednak postanowiłem do nich wrócić. Pokochałem ten kraj, zwłaszcza że odnalazłem w nim coś ważnego, cząstkę której mi brakowało. Pomyślałem sobie, że po przyjeździe do Indii pójdę na jogę, ponieważ tradycja jogi wywodzi się z Indii. Nie miałem pojęcia, czym jest joga – pytałem o to wielu ludzi, ale ich odpowiedzi były dla mnie niejasne. Wróciłem do Indii w maju 1978 r, ale nie byłem wówczas gotowy w pełni poświęcić się praktyce jogi. Byłem podróżnikiem, słyszałem wiele o Goa i świątecznych imprezach. To było ziarno, które musiałem zasiać zanim stałem się gotowy rozpocząć moją przygodę z jogą. Lubiłem surfować, więc poleciałem na Sri Lankę, żeby to robić a następnie wróciłem do Indii w październiku. Przyjechałem jako turysta, zostawiłem bagaże w Majsurze i pojechałem na Goa, gdzie uczestniczyłem w wielu psychodelicznych imprezach i bawiłem się. Na tych imprezach można usłyszeć wzmianki o Sziwie. Po pobycie na Goa pojechałem do Gokarty – miasta położonego na wybrzeżu Karnayaki związanym z Szivą, by uczestniczyć w Shiravatri – festiwalu poświęconym Sziwie, Przypominało to pielgrzymkę, niczym pielgrzym przeszedłem całe wybrzeże od Goa do Gokarty. Zostałem w Gokarnie na Shiravatri, potem uznałem, że jestem już gotowy na jogę. Skończyłem z imprezami. Zostałem błogosławiony łaską Sziwy – wróciłem do Majsuru, gdzie zostały moje bagaże. W hotelu, w którym nocowałem spotkałem Cliffa Barbera. Zaproponował „Poznaj mojego nauczyciela”, chodziło o Patthabiego Joisa. Jois powiedział „Obejrzyj zajęcia”. Obejrzałem. Po zajęciach zapytałem „ile to kosztuje?”,  na co odpowiedział „100 dolarów”. Odpowiedziałem „Baba, to za dużo, mogę zapłacić 75 dolarów.” Nie zgodził się, stwierdziłem „nie, to nie”. Mimo to wróciłem następnego dnia i powiedziałem „chcę to robić”. Powiedział „Dobra, 75 dolarów”. Zacząłem. Powód – nie mam pojęcia, nie wiedziałem nic o jodze, po prostu coś we mnie zaskoczyło.

 

Tak więc system asztangawinjasa był pierwszą metodą nauczania hathajogi, z jaką się zetknąłeś?

 

Mark: Nie wiedziałem o istnieniu innych stylów. Ktoś podarował mi książkę BKS Iyengara „Światło Jogi”, ale nie znałem tego systemu. Patthabi Jois był moim pierwszym nauczycielem. W tamtych czasach było u niego zaledwie kilku uczniów – był Cliff Barber, miał 48 lat, myśleliśmy, że jest staruszkiem, oprócz niego ćwiczył pewien Niemiec, Anglik z francuską dziewczyną i ja. Joanne dołączyła do nas  tydzień później. Przeważnie grupa liczyła sześć osób. Zostałem na trzy miesiące.

 

Od niektórych osób, które uczyły się w Majsurze w latach siedemdziesiątych słyszałem, że uczniowie praktykowali wówczas od samego początku pierwszą i drugą serię, i że serie te różniły się od serii nauczanych obecnie.

 

Mark: Na pierwszych zajęciach wykonałem cykl powitań słońca A i B, Padangusthasanę, Padahastasanę, Trikonasanę i Parsvakonasanę – a następnie Baddha Padmasanę, Jogamudrę i Uthpluthih. Mój kumpel Cliff powiedział „Wygląda na to, że cię lubi – pozwolił ci wykonać mnóstwo pozycji”. Następnego dnia dostałem nową pozycję a kolejnego następną. Przez około tydzień codziennie dostawałem jedną nową pozycję, a następnie dwie nowe pozycje tygodniowo. W ciągu dwóch miesięcy zacząłem praktykować całą Pierwszą Serię. Po trzech miesiącach pojechałem na wakacje – moje ciało były bardzo zmęczone. Wróciłem po miesiącu – rozpocząłem praktykę Drugiej Serii, jej opanowanie zajęło mi dwa miesiące. Codziennie praktykowałem Pierwszą i Drugą Serię. Później zacząłem praktykę serii zaawansowanych. Tak więc codziennie wykonywałem pozycje z Pierwszej, Drugiej i Trzeciej serii. Codziennie wykonywałem trzy serie a po dwóch latach moja praktyka trwała trzy i pół godziny. Joanne praktykowała przez cztery i pół godziny dziennie, ponieważ codziennie przez godzinę stała na głowie.

 

Przyjeżdżaliście do Majsuru co rok?

 

Mark: Spędziliśmy w Majsurze dwa lata, po czym wróciliśmy na rok do Australii, a następnie polecieliśmy na kolejne dwa lata do Indii. Wcześniej pytałeś o serie – seria zaawansowana wyglądała wtedy inaczej. Z drugiej strony Patthabi Jois dopasowywał serie do potrzeb praktykującego – wiem, że Nancy Gilgoff ćwiczyła jeszcze inną serię. Kiedy Joanne zaszła w ciążę Gurudżi dał mi więcej pozycji rozwijających siłę  - zmienił również sekwencję Joanne. Chciał, by wykonywała więcej pozycji otwierających biodra i mających bardziej medytacyjny charakter.

 

Ktoś powiedział mi, że pierwsza  sera obejmowała hanumansanę?

 

Mark: Patthabi Jois pozwolił wykonywać Hanumanasanę i Samakonasanę Derekowi Irelandowi, który zaczął przekazywać je swoim uczniom. Tak więc tylko uczniowie Dereka wplatali te pozycje do Pierwszej Serii. Derek był bardzo zaawansowanym uczniem. Gurudżi nie pozwalał wykonywać tych pozycji początkującym.

 

Czy uczyłeś się u TKV Desikachara?

 

Mark: Nie, ale miałem okazję uczestniczyć w jego warsztacie w Montrealu, udało mi się podchwycić u niego pewne rzeczy. Podobało mi się jego podejście do nauczania pranajamy dla początkujących.

 

Desikachar również stosuje winjasy, ale skupia się na indywidualnym podejściu do ucznia.

 

Mark: Zgadza się, co więcej stosuje zatrzymanie oddechu w czasie wykonywania asan. Na przykład wykonując Paschmimottanasanę wykonujesz skłon o trzydzieści stopni i wypuszczasz jedną trzecia powietrza. Zatrzymujesz się w tym miejscu i zatrzymujesz oddech, następnie skłaniasz się o kolejne trzydzieści stopni , wydychasz kolejną część powietrza a następnie rozpłaszczasz się na nogach kończąc wydech. Wykonuje pozycje na zatrzymanym oddechu zarówno wchodząc w nie jak i wychodząc z nich. To ciekawe i ciężkie podejście. Po praktyce Asztangi trudno się na nie przestawić. Ale tak jest również  z osobami praktykującymi inne style jogi – po pierwszych kilku sesjach Asztangi uważają, że jest trudna , ale z czasem staje się dla nich coraz łatwiejsza.

 

Słyszałem o Belgu – Andre Van Lysebethcie, który napisał książkę o pranajamie. Niektórzy mówią, że był pierwszym zachodnim uczniem Pathhabiego Joisa.

 

Mark: Tak, też o nim słyszałem. Nie wydaje mi się, żeby był oddanym uczniem Patthabiego Joisa, ale na pewno go odwiedził.


Joanne: Jois przyjął go na ucznia ponieważ Lysbeth znał sanskryt i był już zaawansowanym praktykiem jogi.

 

W książce Lysbetha jest zdjęcie, na którym Patthabi Jois uczy go dżalandharabandhy. Wydaje się jednak, że uczył się wyłącznie pranajamy ponieważ w jego książce nie ma ani słowa o systemie winjasy. Wcześniej uczył się u Swamiego Sivanandy. Czy Patthabi Jois nauczał pranajamy zaawansowanych uczniów?

 

Mark: W tamtych czasach nawet nie tak bardzo zaawansowanych uczniów. Gdy niektórzy zaawansowani uczniowie z Ameryki chcieli zacząć naukę pranajamy, zaczął ich uczyć. Uczyliśmy się u niego od sześciu miesięcy. Zaprosił i nas, sądzę, że uznał, iż jesteś gotowi. W późniejszych latach nauczał pranajamy tylko zaawansowanych uczniów, którzy opanowali trzecią serię. Pewnego razu Sharath zaprosił jednego ucznia, który nie był zaawansowany ale uczył się od dłuższego czasu. Gurudżi zapytał go „Czemu tu jesteś?”, na co uczeń odpowiedział, że zaprosił go Sharath. Gurudżi zaczął rozmawiać z Sharathem i  w końcu powiedział „Siedź i patrz”. Nie pozwolił mu praktykować.

 

Był bardzo zasadniczy.

 

Mark: Bo jest to bardzo trudne. Praktyka pranajamy z długimi zatrzymaniami oddechu może być niebezpieczna. Ciało powinno być odpowiednio przygotowane, Patthabi Jois powtarzał, że po opanowaniu trzeciej serii uczeń powinien być już gotowy do rozpoczęcia praktyki pranajamy.  Sam nauczam lekkich ćwiczeń oddechowych, których nauczył mnie Desikachar.

 

Kiedy pierwsi uczniowie uczyli się u Patthabiego Joisa w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, Krishnamacharya wciąż żył i mieszkał w Madras (Chennai). Czy wiedziałeś, że żył wówczas i nauczał w sąsiednim stanie czy też nie interesował cię?

 

Mark: Wiedziałem o nim, ponieważ Patthabi Jois pojechał do niego razem z jednym z amerykańskich uczniów. Wtedy usłyszeliśmy o nim po raz pierwszy. Jednak droga z Majsuru do Madras była długa a my nie mieliśmy pieniędzy. Dopiero zaczynaliśmy praktykę, nie wiedzieliśmy wiele na temat Krischnamacharyi. Gdybym tylko miał taką możliwość teraz, z pewnością bym go odwiedził. Wtedy znaliśmy jedynie Patthabiego Joisa, który znał słabo angielski więc nie prowadziliśmy długich rozmów na temat dziedzictwa jogi. Wydaje mi się, że Krischnamacharya nie znał angielskiego. Co więcej w tamtych czasach uczył raczej sporadycznie. Może skupiał się już na terapii jogą?

 

Praktykujesz krijajogę według tradycji Lahiriego Mahasaja – gdzie ją poznałeś?

 

Mark : Rosyjscy jogini powiedzieli mi, że naucza jej Shailendra Dharma. Zanim go poznałem termin krijajoga oznaczał dla mnie szatkarmę – techniki oczyszczające. Znaliśmy książkę Joganandy zatytułowaną „Autobiografia Jogina”, ale nie znaliśmy praktyki, jakiej nauczył nas Shailendra.

 

Wydaje mi się, że fundacja Joganandy jest popularna w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie.

 

Mark: Nie lubię dużych organizacji, zwłaszcza amerykańskich i staram się trzymać od nich z daleka. W Stanach większość podobnych organizacji staje się w pewnym sensie „kapitalistycznymi religiami”. W większym stopniu są biznesem niż działaniem wypływającym z potrzeby serca. Nie interesuje mnie ta amerykańska organizacja, jednak muszę przyznać, że książka Joganandy jest dobra.

 

Joanne: Czytając książkę, bardzo zainteresowałam się technikami, jednak nie mieliśmy nikogo, kto mógłby nas ich nauczyć.

 

Również w Rosji działa stowarzyszenie Joganandy, ale nie nauczają praktyk krijajogi. Śpiewają duchowe pieśni, praktykują proste pranajamy bez khumbhaki. Wydaje się, że odeszli od tradycyjnej praktyki.

 

Joanne: To zbyt duża organizacja….

 

Mark: Czujemy się szczęśliwi, że spotkaliśmy Shailendrę. Byliśmy akurat w Moskwie, rozmawialiśmy w restauracji z naszą tłumaczką Katią, która powiedziała, że jest uczennicą Shailendry Sharmy. Podszedł do nas człowiek z sąsiedniego stolika – rozpoznał mnie na podstawie wideo zamieszczonego w serwisie Youtube. Chciał z nami porozmawiać, ponieważ usłyszał nazwisko Lahiriego Mahasaja, który był założycielem dziedzictwa Shailendry. Rozmawialiśmy o praktyce jogi, a kiedy się żegnaliśmy powiedział, że chce nam dać prezent od swojego guru i podarował nam Bhagawadgitę z komentarzami Shailendry. To był dla nas znak – musieliśmy pojechać do Shailendry.

 

Jeżdżę do Indii od 2001 r., uczyłem się w różnych szkołach i według różnych tradycji, ale do czasu poznania Shailendry nigdy nie spotkałem człowieka, który potrafi nauczyć wykonywania Khecharimudry. Niektórzy nauczyciele uczą terapii jogą, inni zaawansowanych asan ale na tym koniec. Byłem zaskoczony, kiedy w 2005 r. otrzymałem od niego tę kriję.

 

Mark: Ta technika jest darem, jaki otrzymaliśmy od Shailendry. Otrzymujesz go i praktykujesz – podobnie jak w wypadku asan w systemie Asztangi. Jeśli przestajesz pracować – nie zdarzy się nic.

 

Przyglądając się doświadczonym nauczycielom Asztangi takim jak ty, Swenson lub Freeman czy Corigliano widzę, że każdy z was ma inne podejście do nauczania. Nauczacie tych samych serii ale każdy z was ma odmienne spojrzenie na praktykę. Co o tym myślisz?

 

Mark: Przede wszystkim to ma być twoja praktyka. Patthabi Jois powtarzał „przez dwadzieścia lat ćwicz dokładnie to, czego cię uczę – potem możesz zacząć to zmieniać”.

 

Joanne: Potrzeba wielu lat, dwunastu lub dwudziestu – hindusi lubią świętą cyfrę 12.

 

Mark: Początkowo traktuje się praktykę asan jak gimnastykę, rozciąganie a następnie zaczyna się zauważać, że staje się coraz silniejsza, coraz bardziej subtelna. Zaczynasz odkrywać różne rzeczy, Podobnie jest ze sztukami walki – początkowo traktujesz je jako ćwiczenia fizyczne, później zaczynasz odczuwać ruch energii. Po prostu w czasie wykonywania pozycji zaczynasz odczuwać głębiej, co właściwie robisz i czego doświadczyłeś. Trzymam się systemu Asztangi ale interpretuję go po swojemu. Następnie cofam się i staram się zrozumieć moją interpretację, pamiętając co mawiał Patthabi Jois – to wciąż to samo. Powtarzał ale my nie rozumieliśmy. Kiedy praktykujesz przez długi czas zaczynasz rozumieć, co miał na myśli.

 

Joanne: Moim zdaniem zależy to również od doświadczeń praktykującego. Mark był bardzo ambitny, jak Misha Baronov, ale czasami bywał też agresywny względem siebie. Uszkodził sobie kolano, plecy i w oparciu o własne doświadczenia zdaje sobie teraz sprawę, że lepsze jest umiarkowane podejście do praktyki.

 

Mark: Teraz utrzymuję wolniejszy rytm praktyki. Staram się zachować rozluźnienie w plecach i szyi, skupiam się na praktyce bandh. Po praktyce czuję się dobrze.

 

Na warsztatach mówisz o otwieraniu, odprężeniu, przepływie energii – przywodzi mi to na myśl systemy takie jak Tai Chi.

 

Mark: Uczyliśmy się Tai Chi w Kanadzie przez blisko rok. Nasz nauczyciel powtarzał „najpierw poruszasz kończynami, następnie zdajesz sobie sprawę, że ruch łączy się z wychodzi z rdzenia. Wreszcie poruszasz kończynami od rdzenia”. Tak samo jest w jodze. Obecnie praktykujemy krije – nie mamy czasu na Tai Chi.

 

Na pierwszych zajęciach bardzo szczegółowo opisaliście każdą asanę, czuję tu pewne wpływy jogi Iyengara.

 

Mark: Zdecydowanie. Ustawienie ciała w asanie jest ważne ale nie najważniejsze. Trzeba również używać energii.

 

Joanne: Nasz przyjaciel jest nauczycielem jogi Iyengara. Zdarzało się, że Mark pracował z nim, wymieniali się wiedzą. Kiedyś toczyła się wielka walka wynikająca z przekonania , że będąc uczniem jogi Iyengara nie powinieneś praktykować Asztangi i wice wersa. Obecnie większość uczniów zdaje sobie sprawę, że potrzebują zarówno umiejętności ustawienia ciała w asanie, jak i przepływu energii. To dwa różne systemy, ale maja wspólne źródło.

 

Tyle jest dzisiaj szkół i rodzajów jogi…

 

Mark: Zbyt wiele!

 

Jak myślicie – to dobrze, źle czy jest to po prostu znak czasów i powinniśmy to zaakceptować?

 

Mark: Moim zdaniem powinniśmy jak najlepiej poznać tradycję. Joga istniała w Indiach przez tysiące lat. W dzisiejszych czasach istnieje wiele podejść do praktyki jogi – uważam, że większość z nich ma czysto biznesowy charakter. Naturalnie każdy, kto praktykuje jogę przez dłuższy czas ma swoje własne podejście. Nauczam praktyki, która sprawdza się w moim przypadku, ale na ciebie może nie działać. Założenia , że „To jedyny właściwy sposób” jest błędne. Nie uważam, by asztanga była jedyną drogą. Każdy z nas jest inny, nasze ciała różnią się między sobą. W zależności od budowy ucznia można zmieniać również sam system Asztangi.

 

Joanne: Patthabi Jois był bardzo surowy dla uczniów z zachodu, ale był bardzo pobłażliwy względem hindusów, nigdy ich do niczego nie zmuszał. Mogli robić tylko to na co mieli ochotę, w trakcie zajęć gawędzili – przypominało to trochę klub towarzyski.

 

Wydaje mi się, że byli po prostu leniwi. Uczniowie z Zachodu mieli umysłowość wojowników, dlatego dał im bardzo trudną praktykę.

 

Joanne: Zgadzam się.

 

Mark: Również dlatego, że w tamtych czasach tylko uczniowie z zachodu chcieli uprawiać jogę. Hindusi chcieli zdobywać wiedzę, znaleźć dobrą pracę.  Patthabi Jois dociskał cię a następnego dnia wracałeś, więc znowu cię dociskał i po trzech miesiącach wyjeżdżałeś, żeby od tego odpocząć. Było bardzo ciężko. Nie sądzę, by dało się nauczać w ten sposób na zachodzie. Przypominam sobie, jak Patthabi Jois pozwolił mi asystować sobie. Pewnego razu korygowałem hinduskiego ucznia w taki sam sposób, w jaki Patthabi Jois korygował mnie, Gurudżi zauważył to i powiedział „Nie, nie, nie dotykaj”, Gdybyśmy wykonywali bardzo silne korekty, a ludzie musieliby pracować przestali by przychodzić. Po dwóch latach rozwinąłem bardzo mocną praktykę. Kiedy byłem w Australii spotkałem się z Sandorem Remete, który wyjeżdżał właśnie do Indii uczyć się i BKS Iyengara. Poprosił mnie bym zajął się jego szkołą w czasie jego nieobecności. Zastałem trzydziestu uczniów, po miesiącu mojego nauczania zostało zaledwie czterech. Wynikało to z tego, że nauczałem tak, jak Jois nauczał mnie i ludzie nie wracali. W 1980 r. kiedy Patthabi Jois wyjechał do Stanów poprosił mnie bym zajął się jego hinduskimi uczniami. To był wielki zaszczyt, ale wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy. Oprócz mnie nauczał jeszcze jeden z jego najbardziej doświadczonych uczniów. Zaczęliśmy ze sobą konkurować o liczbę asyst. Po paru dniach wybraliśmy się do Kodailkanal (miejscowość wypoczynkowa) czekając na powrót Joisa – nie został ani jeden uczeń.

 

 Sandor nauczał wówczas jogi Iyengara?

 

Mark: Tak, był nią wówczas zafascynowany.

 

Ale później zmienił podejście, bazując na własnym doświadczeniu?

 

Mark: Zgadza się. Zainteresował się sztukami walki. Pracował z energią, starał się ją zatrzymać i wprawić w ruch. Z moich obserwacji wynika, że jego praktyka jest pod dużym wpływem sztuk walki.

 

To ciekawe. Jak już zauważyłeś w Indiach istniały różne szkoły i dziedzictwa jogi jednak łączyło je podążanie za tradycyjną filozofią jogi wyłożoną w jogasutrach. Wprawdzie używały różnych technik, jednak ich celem było poznanie duszy, Atmana.

 

Mark: Tak.

 

Na zachodzie zauważamy mnóstwo „marek” jogi, które w ogóle nie poruszają tych kwestii. Mają na celu jedynie sprzedanie pewnych technik, przypominają fitness.

 

Mark: Cóż, jeszcze dziesięć lat temu joga na zachodzie bardzo przypominała fitness, zajęcia odbywały się w dużych klubach sportowych. Joga stała się aktywnością, którą wybierałeś w celu poprawy zdrowia. Wydaje mi się, że ludzie zaczęli czuć coś jeszcze.  Nie przypominało to biegania ani aerobiku, praktykowali jogę z pewnym…wglądem w siebie, odczuwali pewne emocjonalne zmiany bez względu na to czy je rozumieli czy też nie. Obecnie ludzie w większym stopniu interesują się medytacją, wewnętrznym rozwojem. Włączenie technik medytacyjnych do zajęć jest znacznie łatwiejsze niż kiedyś, kiedy ludzie byli zainteresowani „fizyczną” praktyką. Obecnie szukają czegoś głębszego. Chcą poznawać filozofię, rozumieć więcej choć wciąż są osoby, które przychodzą na zajęcia, bo chcą dobrze wyglądać. I o to chodzi, ludzie chcą uczyć się jogi a ci którzy tego zechcą, będą rozwijać się w bardziej duchowy sposób.

 

Joanne: Nie wiem jak jest w Rosji, ale w Ameryce osoby zainteresowane filozofią zwracają się ku buddyzmowi. Buddyzm jest dla nich ciekawszy, nie są zainteresowani wykonywaniem mnóstwa asan.

 

Czemu waszym zdaniem wybierają buddyzm a nie filozofię jogi?

 

Joanne: Ponieważ filozofia jogi jest bardzo skomplikowana. Buddyzm jest łatwy, rządzi się łatwymi do przestrzegania regułami. Zrozumienie filozofii jogi może wymagać wielu lat nauki. Dla zachodniego umysłu zrozumienie tysięcy bóstw i tysięcy historii jest trudne.

 

Moim zdaniem wynika to również z istnienia wielu ośrodków buddyjskich, w których można praktykować, pójść na warsztat albo chociażby dziesięciodniowy kurs vipassany. Tymczasem wykładnie filozofii hinduskiej różnią się od siebie, czasami nie da się połączyć ze sobą ich nauk jak ma to miejsce w przypadku Hare Krischna Bhakti i Adwajtawedanty.

 

Joanne: Zgadza się.

 

Mark: Wydaje mi się, że aby zrozumieć filozofię hinduską trzeba żyć w hinduskim społeczeństwie a jest ono bardzo zamknięte. Żeby stać się częścią wspólnoty trzeba znać hindi, język tamilski…Tak więc bardzo trudno zrozumieć hinduską tradycję żyjąc na Zachodzie. Mamy jednak asany, to właśnie one interesują większość osób i pozwalają im zgrać się z własnym umysłem. Zarabiamy na życie ucząc asan. W ten sposób zdobywamy środki niezbędne do przeżycia i umożliwiające nam wykorzystanie bardziej zaawansowanych technik.

 

Joanne: Tak, ale nawet kiedy zaczynają praktykować jogę  zaczynają trochę o niej czytać, poznają filozofię i to procentuje. Oczywiście nie zdarzy się to w ciągu jednego dnia.

 

Kiedy prowadzimy intensywne warsztaty jogi poświęcamy wiele uwagi filozofii a uczniowie chcą więcej. Zadaję im pracę domową, są szczęśliwi mogąc czytać i poszerzać swoja wiedzę.

 

Joanne: Jeszcze niedawno w Rosji i Ameryce było mało książek o jogasutrach, ale obecnie dzięki Internetowi można znaleźć wszystkie interesujące informacje.

 

Tak, wcześniej w Rosji były tylko książki akademickie.

 

Joanne: Tak, to były ciężkie książki,  do zrozumienia których niezbędna była znajomość filozofii hinduskiej i zachodniej. Obecnie publikacje są bardziej dostępne.

 

Ciekawe, w latach siedemdziesiątych ludzie nie wiedzieli praktycznie nic o asztangawinjasajodze, która nie była popularnym stylem jogi.

 

Mark: Zgadza się, asztanga zyskała popularność dopiero pod koniec lat dziewięćdziesiątych.

 

Wydaje mi się, że Power-Yoga stała się popularna jako styl fitness,  rodzaj uproszczonej asztangajogi.

 

Mark: No tak, Power-Yoga opierała się na asztangajodze, książka Beryl Birch przedstawiała Pierwszą Serię. Ludzie zaczęli interesować się jogą; dzięki użyciu słowa „Power” zdali sobie sprawę, że mogę uzyskać dzięki jodze ładną budowę ciała, że będą lepiej biegać. Wspominam o tym, bo Power-Yoga została stworzona dla biegaczy. Stała się popularna w Kalifornii a potem rozprzestrzeniła się w pozostałych stanach. Praktykowała ją Madonna. Praktyka ta była jednak zbyt trudna dla osób praktykujących raz lub dwa razy w tygodniu. Pojawiły się zajęcia typu Winjasa, które pomijały najtrudniejsze pozycje zamieniając je na rzeczy proste i przyjemne, na zajęciach pozwalano uczestnikom na wiele modyfikacji. Z czasem rozwijały się kolejne style. Na przykład John Friend spopularyzował winjasę połączoną z jogą Iyengara. Obecnie najpopularniejszym stylem jogi w Ameryce jest Winjasa, na której uczestnicy mogą praktykować wszystko, co przyjdzie im do głowy. Ludzie Zachodu szukają różnorodności. Chcą wykonać określone asany, na przykład asany z trzeciej serii Asztangi, których nie nauczą się praktykując wyłącznie pierwszą serię.

 

W Rosji pojawiają się pierwsze szkoły jogi Bikram.

 

Joanne: Jest bardzo popularna w Ameryce.

 

Mark: Znane są jeszcze zajęcia Hot-Yoga, czyli winjasy prowadzonej w saunie, która nie opiera się na systemie jogi Bikram, ponieważ ktoś nie chciał zapłacić Bikramowi za licencje na prowadzenie zajęć. Podchwycił więc pomysł prowadzenia zajęć jogi w saunie i zaczął nauczać po swojemu. Obecnie jest to najpopularniejszy styl jogi w Kandzie, częściowo z powodu mrozów w czasie zimy i chęci praktykujących do szybkiego zrzucenia zbędnych kilogramów.

 

Niektórzy  rozpoczynają przygodę z jogą traktując ją jako rodzaj fitnessu, z czasem jednak zaczynają interesować się jej tradycją i filozofią. Zwracają się ku tradycyjnym szkołom nauczania jogi.

 

Mark: Zgadza się, wielu uczniów zaczyna praktykę w klubach fitness, ale z czasem uświadamiają sobie, że tak naprawdę to nie jest joga. Trafiają do szkół jogi, i są zaskoczenie zupełni innym podejściem do praktyki. W klubach fitness działa klimatyzacja, w szkołach jogi panuje inna atmosfera – w tle gra hinduska muzyka, palą się kadzidła, odczucia są zupełnie inne.

 

Prowadzisz w Montrealu kursy nauczycielskie?

 

Mark: Tak, prowadzę jej z synem Shankarą.

 

Czego nauczasz oprócz serii asztangajogi?

 

Mark: Opieramy się na systemie asztangi, ale nauczamy pozycji w bardzo dokładny sposób. Dodatkowo uczymy filozofii, ajurwedy i anatomii. Nie są to bardzo zaawansowane kursy – powiedzmy przewidujemy sześć godzin poświęconych Ajurwedzie, samo wprowadzenie. Na przykład kiedy uczymy pozycji i omawiamy anatomię nie skupiamy się na nazwach kości i mięśni, ale na biomechanice obrazującej połączenia istniejące  w ciele. Kurs trwa rok, obejmuje 200 godzin zajęć podzielonych na dwanaście weekendowych zjazdów i tygodniowy warsztat wakacyjny. Zachęcamy uczniów, by przychodzili na zajęcia typu Mysore, proponujemy im niską cenę za rok. Chcemy, by w czasie tego roku jak najwięcej praktykowali. Po upływie roku widać wielką różnicę między osobami, które właśnie zapisują się na kurs a tymi, które praktykowały na zajęciach typu Mysore.

 

W jakim języku nauczasz w Montrealu  - w angielskim czy we francuskim?

 

Joanne: W angielskim. Mark mówi po angielsku.

 

Chciałem zapytać o czas trwania oddechu uddżaji. W czasie warsztatów David Swenson polecił nam skrócić oddech, ponieważ praktyka pranajamy zwiększyła możliwości naszych płuc i nasze oddechy były znacznie dłuższe niż u innych uczniów. Dodatkowo poradził byśmy nie zostawali w pozycji dłużej niż pięć oddechów, podczas gdy ty wspomniałeś, że kiedyś było to osiem oddechów w każdej asanie. Czy myślisz, że wynika to z liczby uczniów na zajęciach i czasowego ograniczenie, że liczenie oddechów stało się szybsze?

 

Mark: Tak, na zajęciach pojawia się wielu uczniów a czas jest ograniczony.

 

Co myślisz o praktyce własnej? Czy można pozostawać w pozycji dłużej niż osiem oddechów i maksymalnie wydłużać oddech?

 

Mark: Tak, kiedy ja i David uczyliśmy się serii, w pozycjach pozostawało się przez osiem oddechów. Nie wydaje mi się, by istniały jakieś zasady, jeśli chcesz wykonywać dłuższe oddechy nie ma problemu, ale pamiętaj o winjasie. Winjasa jest ruchem, który wymaga energii, co powoduje szybszy oddech, potrzebujemy tlenu więc ruch w czasie winjasy staje się szybszy, i potrzeba zachować pewien rytm, by nie przyspieszać oddechu w czasie winjasy i zwalniać będąc w pozycji. Zasadniczo skupiam się na winjasie, bywa jednak, że mój oddech jest dłuższy a w inne dni, skracam go, ponieważ mam mało czasu na praktykę. Mogę zrobić mocną półtoragodzinną praktykę, ale mogę też wydłużyć ją do dwóch godzin wydłużając oddech. Nie ma w tym nic złego, należy po prostu zachować rytm.

 

Wspomniałeś, że Joanne stała na głowie przez godzinę. Czy zasugerował jej to Patthabi Jois?

 

Joanne: Tak. Przygotował mnie do tego. Codziennie pomagał mi wejść do stania na głowie i zwiększał liczbę oddechów – od 10, 15 do, 10, 15 wreszcie trzydziestu minut. Wychodziłam z pozycji dopiero kiedy dawał mi w niej ostatnią korektę – podnosił mnie za nogi do góry. Byłam zbyt słaba, by zrobić ro samodzielnie a on uczył mnie jak się do tego zabrać. Czekałam w pozycji do czasu, gdy do mnie podejdzie i pomoże mi zejść w dół. Pewnego razu zapomniał o mnie wyszedł z Sali, rozmawiał przez telefon. Kiedy wrócił sala była pusta, tylko ja stałam na głowie od godziny. Powiedział „Bardzo dobrze, teraz rób codziennie przez godzinę”. Przygotowywał mnie do jednogodzinnego stania na głowie. Shirshasana to wyjątkowa pozycja, wpływa na działanie układu nerwowego.  Kiedy wróciłam do Majsuru w 2001 r. zapytałam Gurudżiego, czemu chciał bym stała na głowie przez godzinę, jakie miałam z tego korzyści? Na co odpowiedział „Sama mi powiedz, jakie są korzyści dla ciebie?”.

 

Mark: Wracając do oddechu , kiedy Patthabi Jois uczy pozycji stojących robi to powoli, oddechy są długie a gdy przechodzi do pierwszej serii ruch ii oddech przyspieszają. Kiedy dochodzi do pozycji kończących praktyka znowu spowalnia, oddechy stają się dłuższe, co wynika z faktu, że w sekwencjach pozycji stojących i końcowych nie ma winjas więc może wydłużyć oddech. Dopóki utrzymujesz rytm praktyki długość oddechów nie jest ważna.

 

Nie wszystkie pozycje w asztangajodze są zbalansowane, dla początkujących problemem są dolne plecy i kolana. Czemu nikt nigdy nie zmienił sekwencji, aby były bardziej zrównoważona?

 

Mark: Problemem nie jest system Asztangi, ale uczniowie i nauczyciele. Ludziom zachodu brakuje elastyczności ludzi z wschodu. Zbyt duża ilość czasu spędzanego na krzesłach, ogranicza zakres ruchu w biodrach, co wpływa na kolana. Dodatkowo na zachodzie uczymy asan za szybko. W Majsurze nie było zajęć prowadzonych, jedynie zajęcia typu Mysore. Praktykowało się sześć dni w tygodniu, a zapisywało na co najmniej trzy miesiące praktyki. Uczniowie dostawali nowe pozycje w dużych odstępach czasu. Nauczanie się pierwszej serii zajmowało trzy miesiące praktyki. Dzięki temu ciało miało cza na rozwiniecie siły, zwłaszcza siły mięśni korpusu i bandh. Co więcej wielu nauczycieli nie rozumie ustawienia ciała ani faktu, że winjasa wiąże się z napięciem ciała i układu nerwowego. Asztanga praktykowana we właściwy sposób stanie się twoim najlepszym przyjacielem, asztanga praktykowana  niewłaściwy sposób stanie się twoim najgorszym wrogiem. Jako początkujący nie wykonywaliśmy skręconych pozycji stojących. Wykonywaliśmy Trikonasanę i Parsvakonasanę, ale nie pozwalano nam praktykować skręconej Trikonasanę ani skręconej Parsvakonasany. Dopiero kiedy nabraliśmy biegłości w pozostałych asanach mogliśmy włączyć je do sekwencji pozycji stojących. Czemu Patthabi Jois zmienił to? Przeważnie uczniowie w czasie praktyki naśladują nauczyciela, a kiedy widzą zaawansowanego praktyka chcą wykonywać te same pozycje, co on. Kiedy decydują się na wyjazd do Majsuru nie są uczniami Patthabiego Joasi, ale jednego z jego uczniów, tak więc kiedy są już na miejscu wykonują te pozycje a gurudżi pozwala im na to. Wcześniej nie nauczał skręconej Trikonasanę ani parsvakonasany. W książce Lino Mielego, to właśnie on a nie Sharath jest sfotografowany w tych pozycjach. W nagraniu w ideo z 1990 r., przedstawiającym gurudżiego uczącego Richarda Frejmana, Tima Millera i Chucka Millera nie ma skręconej parsvakonasany, pojawia się dopiero w nagraniach powstałych po 2000 r. Wydaje mi się, że po prostu machnął na to ręką. Kiedy jesteś nauczycielem i nie chcesz, by uczniowie wykonywali określoną pozycję ale oni wciąż to robią, po pewnym czasie poddajesz się i pozwalasz im robić to, co uznają za właściwe. Myślę, że tak było w przypadku Patthabiego Joisa.

 

Wydaje mi się, że indywidualne podejście do ucznia jest bardzo ważne w wypadku nauczania początkujących.

 

Mark: Jak najbardziej. Ciała różnią się między sobą. Wielu osobom brak świadomości ciała, niektórzy przychodzą na zajęcia tylko raz w tygodniu, więc nie ma potrzeby naciskać na osobę o nieregularnej praktyce.

Paweł Witkowski INTools