Wywiad z Matthew Sweeneyem

SWEEENEY
Autor: 
Lara Hedin
Tłumaczenie: 
Łukasz Przywóski

Jak odkryłeś jogę?

Po obejrzeniu Gwiezdnych Wojen byłem pod wrażeniem rycerzy Jedi. Zacząłem uprawiać sztuki walki. Jeden z moich nauczyciel wprowadził mnie do praktyki jogi, jednak w tamtym czasie nie przepadałem za nią. Służyła mi jedynie jako pomoc w rozciąganiu i lepszym przygotowania ciała do treningów sztuk walki. Po dwudziestce na powrót zainteresowałem się jogą, medytacją i alternatywnymi formami terapii. 

O ile się orientuję ukończyłeś czwartą serię?

To bardziej skomplikowane. W 1994 r. po raz pierwszy wyjechałem do Majsuru. Przez następne trzy lata Spędzałem w Majsurze po pół roku. Uczyłem się u Gurudżiego i u Sharatha. W czasie ostatniego pobytu ukończyłem trzecią serię. Później, ze względu na narodziny córki, przestałem jeździć do Majsuru jednak chciałem dalej się rozwijać. Czwartej serii nauczyłem się od innych nauczycieli, tak więc nie mogę powiedzieć, że opanowałem ją „oficjalnie”.

Napisałeś dwie książki? Co cię zainspirowało?

Pod koniec lat dziewięćdziesiątych odkryłem plakat Dharmy Mittry, na którym sfotografował się w 908 pozycjach (http://www.dharmayogacenter.com/_images/shop/posters/908_lg.jpg ). byłem pod wrażeniem. Nie widziałem nic podobnego dla systemu asztangajogi. Najpierw opracowałem plakat ze wszystkimi pozycjami i winjasami a następnie wydałem go w formie książki. W kolejnych wydaniach dodałem tekst, zajęło mi to siedem lat. Najnowsza edycja zawiera wiele przydatnych wskazówek, informacji o filozofii jogi, a także przybliża najważniejsze zasady tradycyjnej praktyki.

Którzy nauczyciele mieli na ciebie największy wpływ?

Jako pierwszy zainteresowanie jogą i alternatywnymi formami terapii wzbudził u mnie nauczyciel Sziatsu, niejaki Andre. Wprowadził mnie w makrobiotykę, praktykę medytacji – zrobił to w holistyczny sposób. Z drugiej strony w jego podejściu brakowało pracy z ciałem. Na tej płaszczyźnie bardzo wiele zawdzięczam Sri Krisznie Patthabiemu Joisowi i Sharathowi. Nauczyli mnie miękkiego i medytacyjnego podejścia do praktyki. Podejście to pozwoliło mi rozwinąć mocną praktykę własną. Myślę, że prawdziwym sprawdzianem oddania praktyce jest praktyka w domu. To właśnie ona pozwoliła mi nauczyć się wiele o sobie i swoich słabościach.

Za nauczyciela uważam również Kena Wilbera, choć nigdy nigdy go nie spotkałem. Ken jest filozofem, twórcą integralnej teorii świadomości, propagatorem integralnej praktyki oraz założycielem . Jego teorie bardzo silnie wpłynęły na moje zainteresowanie terapiami alternatywnymi i zwróciły moją uwagę na potrzebę integralnego rozwoju osobowości.

I oczywiście Obi Wan Kenobi ?

O tak. I mistrz Joda.

Co myślisz o nauczaniu jogi?

Niezależnie od osiągniętego poziomu zaawansowania w praktyce asan, ucząc innych uczysz się wiele o swojej praktyce. U osób właśnie zaczynających uczyć może pojawić się problem z ego. Trzeba mieć wokół siebie osoby, które sprowadzą cię na ziemię (partner, przyjaciele, rodzina). Nauczanie bardzo rozwija twoje umiejętności jako ucznia. Ważne jest by towarzyszyć uczniowi w drodze i nie oceniać go. Trzeba mu pomagać pomagać, być obok niego, ale nie oceniać jego praktyki i jego postępów. Nie należy chcieć, żeby uczeń nam dorównał, by opanował to, to i to. Uczniowie uczą się, kiedy są na to gotowi.

Jakie masz wskazówki dla początkujących nauczycieli?

Po prostu oddaj się nauczaniu całym sercem. Moim zdaniem jedyną kwalifikacją do wykonywania tego zawodu jest szczere pragnienie nauczania. Dbaj o swoje zdrowie i zdrowie swoich uczniów. Nie zapomnij o praktyce własnej – należy wypośrodkować między obowiązkami nauczyciela i ucznia. Wielu nauczycieli, szczególnie nauczycieli innych stylów jogi, przestaje praktykować po rozpoczęciu nauczania. Z kolei nauczyciele asztangi stosunkowo często mają obsesję na punkcie praktyki. Co więcej? Pamiętaj, że sześciodniowa praktyka nie jest dla każdego. Trzeba wyważyć. Nie musisz wiedzieć wszystkiego. Proces nauczania powinien być ekscytujący, interesujący i zabawny.

Czy wegetariańska dieta jest konieczna w praktyce ahinsy?

Zdecydowanie nie. Zgodzę się, że dieta wegetariańska niesie wiele korzyści np.: sprzyja zachowaniu lżejszej budowy ciała. Nie uważam jednak, by była właściwa dla każdego. Wielu wegetarian ma skłonność do patrzenia na dietę przez pryzmat etyki i do wydawania osądów moralnych na podstawie zwyczajów żywieniowych. To nie jest ahinsa. Podobnym nieporozumieniem jest rozumienie ciężkości w praktyce – ciężkość i lekkość są przeciwieństwami, nie można jednak rozpatrywać ich w kategoriach dobre/złe. Wielu praktyków ma obsesję na punkcie lekkości, tymczasem ciężkość oznacza przecież siłę, osadzenie w ciele. Wiele osób podchodzi emocjonalnie do kwestii diety, chudną, ich układ nerwowy przeciąża się. Tym samym wegetariańska dieta zamiast równoważyć dosze, może pogłębiać już istniejące skrajności. Nie zrozum mnie źle. Jestem wegetarianinem, chociaż czasem zdarza mi się zjeść z córką owoce morza, no wiesz, na przykład rybę z frytkami. Myślę, że warto wypróbować dietę wegetariańską przez kilka lat – kilka miesięcy to zbyt krótko, by stwierdzić czy jest czy nie korzystna w danym przypadku. Podsumowując, wegetariańska dieta nie uczyni cię ani lepszym ani bardziej uduchowionym człowiekiem.

Jak obecnie wygląda twoja praktyka?

Na przestrzeni lat rozwinąłem mocną praktykę własną. Nigdy nie kontuzjowałem się w czasie praktyki. Moja jedyna kontuzja zdarzyła się, kiedy grałem w siatkówkę na plaży. Obecnie ze względu na obowiązki rodzicielskie i liczne warsztaty oraz wyjazdy staram się przede wszystkim utrzymać motywację do praktyki. Przez połowę tygodnia mam czas na krótką, godzinną praktykę, a w pozostałe dni praktykuję przez dwie godziny. W czasie podróży moja praktyka służy przede wszystkim utrzymaniu ciała w sprawności, jest raczej krótka. Dodatkowo codziennie medytuję – staram się poświęcać na medytację 10-15 minut, przeważnie wieczorem. Nie oddzielam tej praktyki od praktyki asan – stanowią dla mnie całość.

Czym jest dla ciebie joga?

Pracą nad sobą. Zasadniczo rozumiem ją jako osiągnięcie medytacyjnego stanu. Wyróżniam trzy płaszczyzny pracy ze sobą. Pierwszą jest ciało fizyczne, drugą zdrowie umysłowo-emocjonalne, ostatnim poziomem jest stan transpersonalny w rozumieniu Kena Wilbera. Doświadczenie transpersonalne nie jest techniką, którą można stosować, jednak można je osiągnąć na drodze medytacji. Asany pozwalają utrzymać w zdrowiu ciało fizyczne, pranajama pozwala pracować z ciałem energetycznym, wpływa na zachowanie zdrowia umysłowo-emocjonalnego. Wiele tradycji pomija jednak stan transpersonalny, sferę kontaktów z ludźmi i ze światem – innymi słowy sferę relacji. Są osoby, które w naturalny sposób wyczuwają ludzi, ale większość z nas ma z tym problem. Trzeba pamiętać o rozmowie, o otwarciu się na komunikację z innymi. Różne formy pracy ze snem, z ciałem czy oddechem z pewnością nam służą, jednak są osadzone w ciele. Mówienie o duchowym wymiarze praktyki asan jest w gruncie rzeczy oksymoronem – praktyka asan jest zaprzeczeniem duchowości. Duchowość jest transpersonalna, co dosłownie oznacza „poza ciałem”. Dopiero połączenie wszystkich tych metod pracy ze sobą – praktyki asan, pranajamy i medytacji prowadzi do celu.

Czy znalazłeś inne drogi, tak jak niektórzy odkrywają surfing, wspinaczkę?

Podejście transpersonalne nie jest techniką, którą można stosować, nie jest praktyką asan, pranajamy albo medytacji, określa raczej sposób, jakość samej praktyki. Błogostanu i doświadczeń szczytowych można doświadczyć na wiele sposobów: wspinając się na Mount Everest, przyjmując leki lub zażywając narkotyki. Niestety doznania te są krótkotrwałe. Problemem nie jest samo ich doświadczenie, ale ich utrzymanie. Wymaga to wytrwałej i systematycznej pracy. Moim zdaniem prowadzi do tego tylko długotrwała i systematyczna praktyka medytacji. Praktyka asan z pewnością nie prowadzi do tego stanu. Przykro mi, ale nie. Są na to naukowe dowody. Asany są bardzo dobrym przygotowaniem do praktyki medytacji, dzięki asanom ciało staje się bardziej receptywne, bardziej otwarte. Dopiero połączenie pracy nad zdrowiem fizycznym, umysłowo-emocjonalnym i doświadczeniami transpersonalnymi stanowi holistyczny system pracy nad sobą. Kolejność nie jest tu ważna – można zacząć od praktyki medytacji albo asan, ważne, żeby każda z tych praktyk prowadziła do pozostałych.

Które jamy i nijamy uważasz za najważniejsze?

Wszystkie są równie ważne. Nie należy o nich zapominać. Problem leży gdzie indziej. Katolicyzm, doświadczenie w wojsku sprawiają, że na zachodzie ludzie mają skłonność postrzegania wszystkiego w kategoriach dobra i zła. W momencie zainteresowania jogą, zgłębiania jej filozofii wiele osób traktuje zawarte w jamach i nijamach wskazówki jako jedyne wyznaczniki właściwego zachowania. Tymczasem proces ten jest agresywny, jest skierowany przeciwko własnej naturze. Kiedy postanowisz przestrzegać jam i nijam, zaczniesz walczyć ze sobą. Jedynym sposobem rozpoczęcia praktyki jam i nijam jest wybranie drogi samoakceptacji. Jeśli masz w sobie dużo złości i agresji, nie wypieraj się tego, zaakceptuj je. To pierwszy krok do samoakceptacji. Kiedy zaczniesz obserwować tę złość, zacznie blednąć. Praktyka jam i nijam nie polega na odrzuceniu złości i agresji, w końcu wszyscy mamy w mniejszym lub większym stopniu skłonność do agresji, ale ich akceptacji. Nie stanie się tak przez powiedzenie sobie „od dzisiaj się zmieniam” albo „A kysz negatywne emocje, już was nie ma”. To trudny temat. W środowisko joginów, a właściwie osób praktykujących asany dominuje przeświadczenie, że „A+B=C”, myślenie typu „dobra, jak zrobię to i to doprowadzi mnie to dokładnie do celu”. W rzeczywistości jednak rzadko tak bywa. Moje ulubione motto głosi, że „Znacząca zmiana nie zajdzie, kiedy starasz się być tym, kim nie jesteś ale zajdzie, kiedy po prostu jesteś”. Jest to tzw. Paradoksalna Teoria Zmiany znana w terapii Gestalt. Zmiana nie następuje kiedy, próbujemy być inni niż jesteśmy, a jedynie wówczas, gdy uświadamiamy sobie, jacy jesteśmy naprawdę. Znaczące zmiany zachodzą, kiedy skupiasz się po prostu na doświadczeniach i jesteś uważny. Chodzi mi o świadomość siebie i własnego doświadczenia w „tu i teraz” w obszarze ciała, umysłu i emocji. Bezpośrednie doświadczenie jest możliwe tylko w teraźniejszości a nie w przeszłości albo przyszłości. Podobnie jest w praktyce asan - kiedy przestaniesz skupiać się na ustawieniu ciała w asanie, doścignięcia jakiegoś wzoru praktyka przestanie boleć.

Co starasz się przekazać swoim uczniom?

W gruncie rzeczy skupiam się na dwóch sprawach. Pierwszą jest nauczanie asan, winjasajogi opartej na sekwencjach asztangi. W ostatnich latach opracowałem własne serie asan, które przedstawiłem w mojej drugiej książce „Vinyasa Krama: Five Unique Sequences”. Nauczam winjasy ponieważ ogranicza się ona do pracy z ciałem, a równocześnie sprawia, że umysł nie ma czasu na „odpłynięcie”, serie mają odpowiedni rytm i odpowiednie tempo. Praktyka asan, praca z ciałem jest dla wielu osób doskonałym punktem wyjścia do poprawienia łączności między umysłem, emocjami a ciałem. Nauczam serii asan ponieważ są bardzo dobrym narzędziem, uczniowie mogą je zabrać do domu, praktykować je samodzielnie. W nauczaniu najpiękniejszym doświadczeniem jest obserwowanie rozwoju uczniów, i świadomość, że to oni muszą wykonać całą pracę. Dodatkowo kładę nacisk na łączenie praktyki asan z praktyką pranajamy i medytacji. Dopiero połączenie tych praktyk może przynieść wymierne rezultaty.

Nad czym obecnie pracujesz

Skupiam się na dwóch rzeczach. Po pierwsze prowadzę warsztaty na całym świecie, przygotowuję się do nich. Oprócz tego spędzam mnóstwo czasu przed komputerem. Kończę pracę nad drugą książką, w której przedstawiam wszystkie pozycje i sekwencje asan, które mogłyby znaleźć się w seriach asztangajogi, jednak nie zostały w nich ujęte. Wszystko zaczęło się od kontuzji kolana, której uległem kilka lat temu grając w piłkę plażową. Nie chciałem rezygnować z intensywnej praktyki asan, ale nie byłem w stanie praktykować serii asztangajogi. Musiałem całkowicie zmienić serię. Zacząłem eksperymentować z sekwencjami asan, starając się wypracować serię, która miałaby terapeutyczne działanie wspomagające regenerację kolana a równocześnie miałaby odpowiedni rytm. W ten sposób powstała pierwsza seria, którą nazwałem Chandra Kramą czyli Serią Księżycową.. Można ją znaleźć na mojej stronie internetowej. Z czasem powstały kolejne serie, łącznie jest ich pięć.

Czy uczysz dzieci?

Nie. Moim zdaniem dla dzieci do pewnego wieku lepszym wyborem niż joga będzie taniec, akrobatyka albo sztuki walki. Nie zrozum mnie źle, nie uważam, by joga dla dzieci była chybionym pomysłem, powinna być jednak przede wszystkim zabawą. Mój znajomy ma na sali dwadzieścia gumowych kaczek. Kiedy prowadzi zajęcia dla dzieci, kładzie je im na brzuchach i prosi dzieci, by obserwowały wznoszenie się i opadanie kaczek. Uważam, że to rewelacyjny pomysł. Dzięki niemu dzieci nie muszą skupiać się ani na ciele, ani na oddechu – po prostu oglądają ruch kaczuszek i cieszą się a równocześnie pracują przeponą. Zdarza mi się bawić z córką, ale to nie jest joga. Moja córka lubi skakać, chodzić na rękach i często wygłupiamy się w ten sposób. Dzieci są bardzo fizyczne, pracując z nimi trzeba skupić się na ciele. Nie chcę być nauczycielem mojej córki. Jeśli sama mnie o to poprosi, to już inna historia.

Paweł Witkowski INTools