Wywiad z Tarikiem Van Prehnem

Tarik Van Prehn
Autor: 
Łukasz Przywóski
Zdjęcia: 
Govinda Kai

 

 

Chciałem podziękować Tarikowi za zgodę na rozmowę i opublikowanie wywiadu na portalu www.ashtangayoga.pl. Tarik jest inspirującym i charyzmatycznym nauczycielem. Dodatkowo jest prawdziwy i szczery w tym, co mówi i co robi. Cieszę się, że miałem okazję poznać go i porozmawiać z nim na temat asztangajogi. Do 2 lutego 2012 r.  każdy ma szansę wybrać się na prowadzone przez niego w Yoga Republic  zajęcia w stylu Mysore.

 

Tarik uczy asztangajogi wraz ze swoją żoną Leą Perfetti zarówno w Portugalii, jak i na warsztatach, które prowadzą na całym świecie.. Ich stronę internetową można znaleźć pod adresem http://loveashtangayoga.com/. Fanpage Tarika można znaleźć również na facebooku pod adresem  http://www.facebook.com/pages/Love-Ashtanga-Yoga/194771180584573.

 

Gorąco polecam zarówno uczestnictwo w porannych zajęciach w stylu Mysore, jak i prowadzonym przez Tarika warsztacie, który odbędzie się w dniach 27-29 stycznia 2012 r. w szkole Yoga Republic na ulicy Śniadeckich 18 w Warszawie.

 

Dlaczego zainteresowałeś się jogą?

Wychowałem się w nietypowej rodzinie. Mam mieszane, duńsko-portugalskie, korzenie. Moja babcia pochodzi z duńskiej kolonii w Indonezji. Po wybuchu drugiej wojny światowej wyemigrowała do Indii, gdzie spędziła dwa lata i gdzie spotkała mojego dziadka. W tym czasie poznała również jogę. Pod koniec  1940 r. przeniosła się do Brazylii. Przez całe życie praktykowała jogę i medytację, czytała na ten temat. Można powiedzieć, że dorastałem wśród książek o jodze. W mojej rodzinie praktycznie wszyscy są wegetarianami. To był niezły punkt wyjścia.

 Kiedy miałem siedemnaście lat zainteresowałem się odmiennymi stanami świadomości, wydawało mi się, że ich zgłębianie to świetna zabawa, wydawały mi się wówczas bardziej rzeczywiste niż świat, w którym żyłem. Czasami zastanawiałem się czy istnieje sposób osiągnięcia podobnych stanów w naturalny sposób, bez „wspomagaczy”. Książką, która otworzyła mi oczy była „Autobiografia jogina” Paramahansy Joganandy. Zacząłem praktykować asany w oparciu o ilustracje w książkach, które udało mi się znaleźć. Nie pamiętam już, jaki to był rodzaj jogi, ale praktykowałem go systematycznie. Z czasem zainteresowałem się chińską medycyną, studiowałem ją przez sześć lat na uniwersytecie.

Przez dłuższy czas praktykowałem jogę w domu, ale w końcu trafiłem na zajęcia jogi Iyengara. Praktykowałem ją przez około sześć lat. Mój nauczyciel nie był tradycjonalistą, lubił eksperymentować, szukać nowych pomysłów. W pewnym momencie zaczął prowadzić zajęcia oparte na asztandze. To był chyba 1998 r. Byłem zachwycony intensywnością tych zajęć, ale któregoś dnia mój nauczyciel po prostu przestał uczyć w ten sposób. Zastanawiałem się dlaczego, chciałem dalej ćwiczyć w ten właśnie sposób. Na moją prośbę opowiedział mi o asztangajodze, pokazał książkę na jej temat. Zacząłem szukać informacji  na temat tego stylu nauczania przez internet, udało mi się znaleźć kontakt do certyfikowanego nauczyciela asztangajogi - Thomasa Zorzo. Skontaktowałem się z nim i postanowiłem wziąć udział w prowadzonych przez niego warsztatach. Poleciałem do Hiszpanii, spędziłem u niego tydzień.

Po pierwszych zajęciach, kiedy ułożyłem się w śavāsanie znalazłem się w bardzo ciekawej przestrzeni, osiągnąłem stan umysłu, który przypomniał mi  moje psychodeliczne doświadczenia i towarzyszył mi jeszcze długo po zajęciach. We wrześniu tego roku poleciałem na Bali, gdzie praktykowałem z Rolfem Naujokatem, który nauczał w domku wypoczynkowym. Miał wtedy tylko czterech uczniów.  Wiedziałem, że znalazłem to, czego szukałem. W marcu 2001 r. poleciałem do Indii, do KPJAYI i od tego czasu wracam tam co rok.

Jakie wrażenie zrobił na tobie gurudżi?

Sam nie wiem, w czasie pierwszego wyjazdu byłem bardzo skupiony na praktyce, na sobie i swoich odczuciach. Nie zastanawiałem się nad tym, że oto znalazłem się w KPJAYI i praktykuję z samym Patthabim Joisem. Skupiałem się po prostu na praktyce. Oczywiście obecność gurudżiego była bardzo wyraźna, ale był już starszym człowiekiem. Miał problem z przypomnieniem sobie imion wieloletnich uczniów, byłem dla niego po prostu uczniem Thomasa. Zapamiętał moje imię dopiero w czasie mojej szóstej wizyty w Majsurze.

Ile czasu spędziłeś w Majsurze za pierwszym razem?

Początkowo planowałem zostać w Indiach półtora miesiąca, ale po upływie czterech tygodni bardzo zachorowałem. Trafiłem do szpitala. Czułem się fatalnie, bolało mnie całe ciało, czułem fale gorąca i naprawdę myślałem, że umrę. Nazywają to „jogiczną” gorączką. Po tych przeżyciach chciałem wrócić do domu, spędzić czas z bliskimi. Po powrocie przez chwilę odpoczywałem, później pojechałem do Thomasa i asystowałem mu w czasie zajęć. W następnym roku znowu pojechałem do Indii. Kiedy pojawiłem się w KPJAYI Sharath zapytał „O, Tarik, jak się masz?”. Byłem zaskoczony, że zapamiętał moje imię.

Kogo uważasz za swojego nauczyciela?

Moim nauczycielem jest Sharath. Spędziłem z nim więcej czasu niż którykolwiek z moich uczniów ze mną. Bardzo wyraźny wpływ miał na mnie również Guruji a właściwie jego obecność. Mimo że czasami nie uczył, tylko po prostu był w pokoju czuło się silną energię. Bardzo wiele zawdzięczam też Thomasowi, to on zachęcił mnie do wyjazdu do Indii.

Kiedy zacząłeś uczyć jogi?

Uczyłem już w czasie studiów. Początkowo chciałem zostać lekarzem medycyny chińskiej, ale w pewnym momencie zacząłem zastanawiać się nad jej działaniem terapeutycznym. Ludzie są leniwi. Oczekują, że wbije im się kilka igieł, przepisze zioła i wszystko będzie ok. Nie chcą zmieniać swoich złych nawyków.

Dlatego w pewnym momencie zacząłem skupiać się na uczeniu jogi, która wymaga od uczniów podjęciu pewnego wysiłku.

Przed wyjazdem do Majsuru miałem sporą grupę uczniów. Wyjechałem już jako nauczyciel, trochę w stylu „Złego Pana” jak to mawiał Patthabi Jois :)Przed wyjazdem moje nauczanie było w dużej mierze oparte na jodze Iyengara. Po powrocie z Majsuru czułem, że nie mogę dalej prowadzić zajęć w ten sposób.  Zacząłem uczyć Pierwszej Serii asztangajogi. W ciągu miesiąca straciłem praktycznie wszystkich uczniów, ale z czasem pojawili się nowi,  zainteresowani praktyką asztangawinjasy.

W jaki sposób uczysz asztangi?

Jestem dość ortodoksyjny. Staram się uczyć ludzi tylko tych pozycji, które będą w stanie wykonać. Uważam, że zbyt szybkie rozpoczęcie praktyki całej Pierwszej Serii nie jest dobrym pomysłem. Moim zdaniem osoby, które decydują się rozpocząć praktykę powinny przychodzić na zajęcia codziennie.  Tylko w ten sposób można robić postępy. Oczywiście nie oczekuję, że ludzie od razu będą wykonywali pełne pozycję. Proponując im modyfikacje staram się jednak dobierać je w ten sposób, by były dla ucznia wyzwaniem.

Myślę, że w Pierwszej Serii kluczowymi pozycjami są marīchyāsana D i baddha-koṇāsana. Jeśli uczeń nie może ich wykonać, nie powinien praktykować reszty asan. Wiele osób rozpoczynających praktykę chciałoby od razu wykonać wszystkie pozycje, ale przecież nie o to chodzi. To nie jest wyścig.

Kiedy Thomas uczył się sekwencji praktykował tylko te pozycje, które pokazał mu gurudżi. Kiedy otrzymywał nową pozycję, zapisywał w notatniku jej nazwę, rozpisywał jej winjasy i rysował ją. Dzięki temu doświadczał każdej pozycji głęboko, starał się ją zrozumieć i poczuć, tworzył z nią swoistą więź.

Obecnie każdy może znaleźć w internecie zdjęcia wszystkich pozycji, wydrukować je sobie i próbować wykonywać. W gruncie rzeczy przypomina to podejście do gimnastyki.

Każdy z nas ma inne ciało i inne możliwości, nie oszukasz jogi, wykonując pozycje, które są ponad twoje możliwości. Można sobie wmawiać, że zaczęło się praktykować Drugą Serię i opanowało Pierwszą i poczuć z tego powodu dobrze, ale to tylko złudzenie. Uważam, że nie należy omijać asan, które sprawiają nam największą trudność, ale skupić się właśnie na nich i dopiero, kiedy ciało otworzy się iść dalej.

W czasie zajęć zwróciłeś mi uwagę, żebym w skłonach do przodu nie wykonywał dżńanamudry. Dlaczego?

Bo nie jest częścią serii. Sharath wścieka się, kiedy ktoś wykonuje mudry w czasie praktyki.

Czy ktoś zapytał go dlaczego?

W Indiach jest inaczej niż na zachodzie. Ludzie zachodu starają się wszystko zrozumieć i przeanalizować. W Indiach wiele osób nie ma takiej potrzeby. Po prostu decydują się na konkretną metodę i ją stosują, nie próbując jej zmieniać. W końcu liczy się dążenie do ostatecznego celu jogi, jakim jest samopoznanie. Myślę, że warto podążać za wskazówkami doświadczonego nauczyciela i przynajmniej przez parę lat nic nie zmieniać, zobaczyć jak to działa. Praktykuję około szesnastu lat? CO to jest w porównaniu do siedemdziesięcioletniego doświadczenia Patthabiego Joisa?

Wydaje mi się, że praktykując w domu można robić to po swojemu. Ale decydując się na uczestniczenie w tradycyjnie prowadzonych zajęciach, należy uszanować tradycyjną metodę i nic nie zmieniać. To pozwala utrzymać tradycję w niezmienionej, czystej postaci.

Jakiego rodzaju zajęcia prowadzisz na co dzień?

Codziennie rano prowadzę zajęcia w stylu Mysore a raz w tygodniu proponuję uczniom uczestnictwo w zajęciach prowadzonych.

Czy twoim zdaniem uczniowie powinni poznawać praktykę na zajęciach prowadzonych czy na zajęciach w stylu Mysore?

Zajęcia w stylu Mysore są najlepszym wyborem zarówno dla zaawansowanych, jak i początkujących uczniów. Na tym polega piękno tej metody – w jednym pokoju ćwiczą ludzie o różnych możliwościach. Zanim wyjechałem do Indii, byłem bardzo pewny siebie. Miałem dwadzieścia pięć lat, potrafiłem robić bardzo zaawansowane pozycje i szalone winjasy. Kiedy znalazłem się w starej szkole Joisów po raz pierwszy, byłem zaskoczony liczbą bardzo zaawansowanych i dużo ode mnie starszych uczniów. O dziwo czułem się dobrze nie będąc najbardziej zaawansowanym uczniem w grupie.

Moim zdaniem początkujący uczniowie nie powinni zaczynać nauki od zajęć prowadzonych. Joga to nie gimnastyka, nie chodzi o to, żeby dostać na zajęciach wycisk. Niektóre ciała są w stanie wytrzymać serię prowadzoną co najwyżej do, powiedzmy, navāsany.  W końcu w jodze nie chodzi o to, co ciało może zrobić. Ciało jest po prostu narzędziem, obiektem, na którym może skupić się umysł. Winjasy, bandhy i driszti są bardzo ważne, należy je praktykować w poprawny sposób, a opanować go można tylko na zajęciach w stylu Mysore prowadzonych przez doświadczonego nauczyciela.

Niektórzy uczniowie nigdy nie będą w stanie wykonać pewnych zaawansowanych asan. Czy ma to jakiekolwiek znaczenie? Czemu właściwie służy idea „następnej pozycji” ?

Ktoś zapytał kiedyś w czasie konferencji Sharatha, po co jest tyle serii? Sharath odpowiedział : jeśli nie osiągniesz stanu jogi (samopoznania) dzięki Pierwszej Serii, zostanie ci jeszcze pięć na podejmowanie prób :)

 

Jak radzisz sobie z różnymi uczniami, ich różnymi potrzebami i oczekiwaniami względem praktyki?

Uczenie jogi jest trudne. Trzeba radzić sobie z wieloma problemami, oczekiwaniami ludzi, którzy szukają na zajęciach rożnych rzeczy. Rozpoczynając nauczanie otrzymuje się przeważnie dużo pozytywnej energii, ale z czasem, w miarę zrzucania przez uczniów kolejnych „warstw” przekonań, uprzedzeń, lęków dostajesz też dużo złej energii związanej z niespełnionymi oczekiwaniami, złością i ambicjami. Uczniowie przechodzą przez różne etapy, obdarzają nauczyciela zaufaniem, sympatią, ale z czasem przelewają na niego swoje frustracje, mogą winić go za część swoich problemów. Właśnie dlatego po jakimś czasie od rozpoczęcia nauczania wielu nauczycielom pogarsza się samopoczucie, boli ich całe ciało. Dlatego warto utrzymywać bandhy zamknięte ;) W ten sposób nie wpuszczasz cudzej energii do środka.

Jeśli uczeń nie rozumie tego rodzaju zajęć albo jest nimi rozczarowany może wybrać innego nauczyciela, lub inną formę hathajogi. Czuję się mocno związany z tradycją i zależy mi na jej podtrzymywaniu.

 

Relacja między uczniem a nauczycielem powinna mieć głębszy wymiar. Uczeń sam powinien wiedzieć, a właściwie czuć, czy jest u właściwej osoby. Nie staram się dostarczać studentom rozrywki ani ich zabawiać. Nie o to w tym wszystkim chodzi.

 

Co zrobić kiedy ciało mówi jedno a nauczyciel drugie? Co zrobić kiedy zaufanie do nauczyciela wchodzi w konflikt z zaufaniem do własnego ciała?

 

Jeśli nie ufasz nauczycielowi znajdź nowego. Zaufanie jest bardzo ważnym i głębokim uczuciem. Nie jest uczuciem, którym powinien obdarzyć kogoś tylko dlatego, że wydaje ci się, że tak należy. Albo komuś ufasz albo nie. Dobry nauczyciel potrafi zapracować na zaufanie ucznia w harmonijny sposób.

 

Zbyt wymagający nauczyciele, którzy chcą wymusić zaufanie na swoich uczniach w ogóle nie powinni uczyć. Mają za duże ego. Są i tacy, którzy uszkadzają innych. Wydaje mi się, że obecnie wielu nauczycieli używa marketingowych technik i narzędzi do nadmiernej autopromocji. Budują swój wizerunek „wielkich mistrzów” a ludzie zaczynają im wierzyć, bo zobaczyli dużo klipów z ich udziałem na YouTube. To zabawne.

Parę dni temu wspomniałeś, że osoby rozpoczynające praktykę powinny zapłacić za nią z góry i od razu zdecydować się na co najmniej trzymiesięczny “kurs wprowadzający”. Dlaczego?

Moim zdaniem ludzie zachodu są zepsuci. W wypadku asztangi miesiąc to za krótko, po trzech miesiącach można już wyrobić sobie na ten temat pewne zdanie. Jeśli ktoś zapłaci z wyprzedzeniem, prawdopodobnie będzie czuł się zmotywowany, żeby przychodzić na zajęcia. Ja również będę wiedział, że wróci. To ważne. Często zdarza się, że ktoś przychodzi na zajęcia, nauczyciel poświęca mu dużo uwagi, oddaje mu swoją energię a on nie wraca. To frustrujące. W czasie trzech miesięcy może rozwinąć się więź między nauczycielem a uczniem.

Jaki wpływ ma uczenie jogi na praktykę, a praktyka jogi na nauczanie?

Uczenie jogi pozwala lepiej zrozumieć praktykę. Z drugiej strony zbyt szybkie rozpoczęcie nauczania jogi może zniszczyć praktykę własną. Nauczanie asztangajogi powinno się rozpoczynać dopiero po ukończeniu Drugiej Serii. Nie wcześniej. Ludzie zaczynają uczyć zbyt szybko.

 

Jak wygląda obecnie twoja praktyka?

Praktykuję przez sześć dni w tygodniu. Zaczynam praktykę w niedzielę od Drugiej Serii. Od poniedziałku do czwartku praktykuję część trzeciej serii – obecnie jest to dwanaście – trzynaście pozycji, a w piątki wykonuję Pierwszą Serię. Odpoczywam w soboty oraz dni pełni i nowiu.

W czasie podróży praktykuję głównie Pierwszą Serię. Jeśli zostaję w jakimś miejscu na dłużej, tak jak obecnie w Warszawie, staram się wykonywać moją typową praktykę. W piątek –Pierwsza Seria, w niedzielę – druga a przez resztę tygodnia część trzeciej serii.

Czy twoim zdaniem codzienna praktyka jest ważna?

Tradycyjna praktyka asztangi jest przewidziana na sześć dni w tygodniu. Soboty i dni pełni oraz nowiu należy wykorzystać na odpoczynek. W pozostałe dni po prostu ćwiczymy. Czemu nie? Praktykuję codziennie, ale nie forsuję się ani nie zmuszam do praktyki. Jeśli mam gorszy dzień albo mniej czasu, bo najzwyczajniej w świecie zaśpię po prostu skracam praktykę.

Co praktyka wnosi do Twojego życia?

Będę szczery. Praktyka jogi wcale nie jest przyjemna. Codzienne wstawanie skoro świt, rozwiniecie maty, zmuszenie się do praktyki jest wyzwaniem. Surfing jest o wiele przyjemniejszy. Gdybym miał wybrać fizyczną aktywność bez wahania wybrałbym właśnie surfing. Ale po praktyce, kiedy ułożę się w śavāsanie czuję się wspaniale. Praktykuję dla osiągnięcia stanu umysłu, który towarzyszy mi po praktyce a nie dla samej praktyki. Praktyka jogi jest ciężka i wymagająca, ale jej efekty są niesamowite.

Żyję w ten sposób od dawna. Nie wyobrażam sobie, że miałbym przestać praktykować. Poza tym joga pokazuje bardzo wyraźnie, co dzieje się w twoim życiu. Pozwala odsłaniać kolejne warstwy przekonań, obaw, lęków.

Moje życie jest proste – wstaję wcześnie rano, praktykuję, później nauczam, jem śniadanie i zajmuję się codziennym życiem. Mam trójkę dzieci, poświęcam im dużo uwagi. W gruncie rzeczy nawet niespecjalnie lubię rozmawiać o jodze.

Czy oprócz asan praktykujesz pranajamę albo medytację?

Kiedyś praktykowałem pranajamę i krije. Obecnie wystarcza mi praktyka asan. Poza tym mam dzieci, którymi chcę się zajmować. Wydaje mi się, że nie jestem jeszcze gotowy na rozpoczęcie regularnej praktyki pranajamy.

Co poradziłbyś uczniom zainteresowanym rozpoczęciem praktyki pranajamy i medytacji?

Tym, których interesuje medytacja zasugerowałbym znalezienie innego nauczyciela. Jeśli chodzi o pranajamę, zdarza mi się nauczać niektórych technik oddechowych.

Rzecz w tym, że przed przystąpieniem do praktyki pranajamy trzeba porządnie przepracować ego. Pamiętam, że zaprosiłem kiedyś do Portugalii Rolfa Naujokata. Częścią warsztatu były zajęcia pranajamy prowadzone zgodnie z sekwencją, jakiej Rolf nauczył się od Patthabiego Joisa. W tej sekwencji jest wiele kumbakh – oddech zatrzymuje się zarówno po wdechu, jak i po wydechu, kumbhaki są dość długie. Rolf liczył oddechy bardzo powoli. Większość osób nie była w stanie wykonać tych ćwiczeń, ale mi się udało. Moje ego momentalnie urosło, pomyślałem sobie „no proszę, jaki jestem wspaniały”.

Wydaje mi się, że w praktyce pranajamy nie ma miejsca na ego, trzeba podejść do niej z pokorą. Dlatego należy przejść etap pracy z ego praktykując asany. Nie ważne czy w trakcie tej praktyki czujesz się jak gwiazda czy jak nieudacznik, to po prostu etap, przez który każdy przechodzi. Wydaje mi się, że dopiero kiedy praktyka asan staje się czysta, prosta, nie ma się wobec niej oczekiwań, kiedy staje się po prostu częścią higieny psychofizycznej można myśleć o rozpoczęciu praktyki pranajamy.

Lepiej przejść ten etap pracy z ego nadwerężając ciało, prężąc się w asanach, niż wstrzymując oddech ponad miarę.

Dlaczego twoim zdaniem asztangawinjasajoga skupia się na asanach? Czemu ich wykonywanie jest ważne?

Wydaje mi się, że ostatnie cztery stopnie jogi są następstwem praktyki pierwszych czterech zewnętrznych praktyk: jam, nijam, asan i pranajamy. Nie można praktykować medytacji, medytacja może zachodzić: żeby medytować trzeba najpierw usiąść, trzeba oddychać, skupić się.

Asany pozwalają rozkodować nasze psychosomatyczne uwarunkowania. Praktyka asan przypomina trochę wizytę u psychologa. Z upływem czasu coraz bardziej się otwieramy, opadają kolejne warstwy przekonań i lęków. Żyjemy w szalonych czasach, rzeczywistość jest bardzo chaotyczna, wszystko dzieje się po prostu za szybko. Asany pozwalają zatrzymać się, skupić na sobie, zyskać pewien wgląd w siebie. Asztanga nie jest dla wszystkich, jest dla tych którzy rzeczywiście chcą ją praktykować. Praktyka asan sprawdziła się w moim wypadku i w wypadku większości osób, które uczyłem.

Jak twoim zdaniem oddech wpływa na praktykę?

Gurudżi mówił, że są trzy rodzaje oddechu : szybki, średni i wolny. Szybki oddech pobudza układ nerwowy, oddech wolny uspokaja go i pozwala się wyciszyć. Widać to szczególnie wyraźnie w czasie praktyki Pierwszej Serii. Odpowiednio wydłużając lub skracając oddech można regulować jej wpływ na umysł i ciało. Praktyka Pierwszej Serii, zależnie od długości oddechu może albo pobudzać albo uspokajać.

W czasie praktyki Drugiej Serii kontrola oddechu jest trudniejsza, jest w niej wiele trudnych pozycji, wykonując ją pracuje się bardziej intensywnie. Wiele osób rozpoczynających praktykę drugiej serii zachowuje się w nerwowy sposób, cierpi na bezsenność.

Jak rozumiesz bandhy?

W chińskiej medycynie wyróżnia się dwa główne meridiany. Wszystkie energetyczne kanały ciała są ze sobą powiązane i tworzą energetyczny układ. Nie łączą się tylko w dwóch miejscach, w których ciągłość ciała jest przerwana: w okolicach odbytu i ust. Dlatego, żeby połączyć kanały energetyczne należy zacisnąć odbyt i docisnąć język do podniebienia.

W swojej książce Matthew Sweeney wspomina, że Krishnamacharya uważał bandhy za blokady, które należy usunąć. Można to zrobić zaciskając odbyt.

 Myślę, że założenia chińskiej medycyny i asztangajogi są w tym punkcie zbieżne.

Czy twoim zdaniem odpowiednia dieta jest ważna?

Myślę, że przejście na wegetariańską dietę jest niezbędne dla jogina. Zarówno z powodów zdrowotnych, jak i etycznych. W wielu miastach, które odwiedzam obserwuję joginów, którzy po zajęciach pędzą do kawiarni na kawę, używają białego cukru, jedzą białe pieczywo. To nie jest najlepszy wybór. Może przez chwilę tak. Wydaje mi się, że ludzie powinni wykazywać chęć do zmiany złych przyzwyczajeń. O to właśnie chodzi w jodze.

Co myślisz o pochodzeniu asztangawinjasajogi?

Nie wiem. To tradycja, którą przekazali mi moi nauczyciele. Sprawdza się w moim wypadku i wypadku moich uczniów. Tylko to się dla mnie liczy. Nawet jeśli okazałoby się, że serie zostały wymyślone całkiem niedawno nie miałoby to dla mnie większego znaczenia.

Co twoim zdaniem oznacza termin “duchowość” w odniesieniu do praktyki jogi?

Rozumiem duchowość, jako coś wykraczającego poza umysł i ciało. Żeby tam dotrzeć wykorzystujemy ciało i umysł. Kiedy choć raz poznasz prawdę, zaczynasz rozumieć. Nie da się jednak oddać tego za pomocą słów. To samotna podróż. Joga jest praktyką pozwalającą na odkrycie prawdy, której nie będziesz mógł odkryć przed innymi. Dla każdego może ona być inna. 

Co myślisz o „zachodnim” rozumieniu jogi?

Wydaje mi się, że joga jest wciąż czymś nowym, stała się modna. Wielu nauczycieli promuje się, stara się pojawiać jak najczęściej w mediach, chce zdobyć sławę i pieniądze. Z kolei wielu uczniów przeżywa wielką fascynację jogą, zaczyna skupiać się tylko na niej. Wydaje mi się, że wynika to z tego, że poza nią nie mają nic innego.

Joga jest prosta, nie widzę powodu, by robić wokół niej tyle szumu. Ale z drugiej strony może jest to sposób, żeby więcej osób dowiedziało się o niej i zdecydowało wybrać na zajęcia?

Co myślisz o Warszawie?

Podoba mi się. Nie wiem do końca dlaczego, ale przypomina mi w pewnym stopniu portugalskie Porto.  Ludzie, których spotkałem są sympatyczni. Poza tym lubię śnieg. Żałuję, że nie ma go więcej.

Paweł Witkowski INTools