Wywiad z Petri Raisanen (luty 2004 r.)

Petri Raisanen
Tłumaczenie: 
Marta Bartnicka

1. Biografia.

Przeszłość.

W przeszłości przez długi czas grałem w hokeja. Moja przygoda z tym sportem zaczęła się, gdy miałem sześć lat, a zakończyła kiedy byłem w wieku lat osiemnastu. Po tym czasie grywałem jeszcze przez pięć lat, ale już tylko sporadycznie. Miałem spore szanse zostać profesjonalistą. Byłem potężniejszy - 15 kilo więcej - i silniejszy niż teraz. Codziennie wyciskałem ciężary w siłowni.

Rodzice byli ateistami. W związku z tym moje wychowanie nie miało żadnego podłoża duchowego. Miałem prawdopodobnie szesnaście lat, kiedy przeczytałem swoją pierwszą książkę o tematyce religijnej. Była to książka Krishnamurti, po której zacząłem bardziej interesować się zagadnieniem jogi i podobnymi. Nie pamiętam dokładnie co to była za książka. Należała do mojej dziewczyny. Dziewczyny, która wywarła na mnie duży wpływ, głównie dlatego, że chodziła do Szkoły Steiner’a, a jej rodzice byli bardziej świadomi religijnie, dzięki czemu często prowadziliśmy różnego rodzaju dyskusje na tematy duchowe. Ja oczywiście na tym etapie byłem przeciwnikiem wszystkiego.

Kiedy miałem siedemnaście, może osiemnaście lat, poszedłem na warsztaty dotyczące witarianizmu (surowej żywności). W tym czasie byłem już wegetarianinem głównie dlatego, żeby zabrać głos w dyskusji na temat praw zwierząt, o czym było wtedy dość głośno. Byłem piętnastolatkiem, kiedy przestałem jeść mięso wyrażając swój sprzeciw w kwestii zabijania zwierząt. Byłem całkiem wrażliwym nastolatkiem. Kiedy miałem dziewięć lat już wiedziałem, że nie nigdy nie pójdę do wojska. Jeżeli na urodziny lub z innej okazji dostawałem małe żołnierzyki, zawsze wymieniałem je na coś innego, jak na przykład piłki?. Tak więc, kiedy dorastałem, grałem w hokeja i prowadziłem normalne, skandynawskie życie -  pijąc, paląc i jedząc wegetariańską pizzę, ponieważ w tym czasie niewiele wiedzieliśmy na temat wegetarianizmu.

Jako nastolatek grywałem także na perkusji w punkowej kapeli. Mieliśmy dużo występów. Do tej pory gram i śpiewam. Jest to pewien rodzaj muzyki tybetańskiej i mongolskiej, z charakterystycznym gardłowym brzmieniem. Nauczyłem się tego w Finlandii i Nowym Jorku. W Helsinkach istnieje stowarzyszenie zrzeszające zespoły zajmujące się taką muzyką, które sprowadza podobne grupy z Mongolii i Tuvy. Tak naprawdę nie mam na to zbyt wiele czasu, a mam świadomość, że powinienem ćwiczyć zdecydowanie częściej.

Obecny zawód.

Pełnoetatowy nauczyciel jogi. W chwili obecnej nie posiadam domu. Większość czasu spędzam w podróży, ale wciąż jestem dyrektorem Astanga Yoga Helsinki pomimo tego, że bywam tam głównie latem, kiedy jest tam Lino (Miele). Swoje obowiązki przekazałem dwóm dziewczynom, Virpi i Marke, a także Jusze, którzy są teraz głównymi nauczycielami w szkole.

Początki Ashtangi.

Zacząłem, gdy miałem dwadzieścia jeden lat - myślę, że był to rok 1988. Przedtem, przez około pół roku trenowałem hatha jogę. Kiedy byłem w wieku szesnastu, siedemnastu lat brałem udział w warsztatach kuchni witariańskiej i reiki. A wszystko to za sprawą moich przyjaciół, ponieważ zapisali się na warsztaty, na które nie poszli, a na które namówili mnie. Nie były to moje pomysły, ale pod ich wpływem moje życie uległo zmianie.

Zacząłem praktykować jogę, ponieważ chciałem spróbować. Może też trochę z powodu książki Krishnamurti i mojej dziewczyny, która przejawiała większe zainteresowanie „sferą duchową”. Jej mama brała udział w pierwszych warsztatach ashtangi w Helsinkach. Prowadził je Derek Ireland i jego dziewczyna Radha. W tamtym czasie byli właścicielami Yoga Plus - Yoga Retreat Center na Krecie. Derek zmarł na raka prawie cztery lata temu, w wieku 50 lat. Był dla mnie jak idol. Naprawdę silny facet. Pomimo, tego że uprawiałem sport  grając w hokeja, sam nigdy nie byłem tak silny i elastyczny jak on. Gracze w hokeja nie mają tak „plastycznych” ciał. Moje pierwsze w życiu zajęcia rozciągające miały miejsce dopiero na jodze. Przedtem stosowaliśmy pewien rodzaj rozgrzewki, ale nigdy nie był to prawdziwy stretching, więc miałem bardzo sztywne ciało. Nauka lotosu zajęła mi prawie rok. Przed ashtangą przez pewien czas praktykowałem hatha jogę, ale w bardzo lekkim stylu. Zajęcia odbywały się raz w tygodniu w Helsinkach. Nie bardzo rozumiałem co ci ludzie tak naprawdę robią, ale nauczyłem się tam jednej ważnej rzeczy – jak się rozluźniać. Zacząłem obserwować swoje ciało, podczas wysiłku i relaksu. To było coś. W innym przypadku byłoby to zbyt łatwe. To był rodzaj zachodniej hatha jogi. W Indiach właściwie wszystko jest hatha jogą, nawet to co my robimy. Hatha, raja, karma, bakthi, wszystko jest tym samym.

Jak wspomniałem, moim pierwszym nauczycielem ashtangi był Derek Ireland. Kontynuowałem praktykę z grupą, która powstała podczas pierwszych warsztatów z Derekiem. Zacząłem od pierwszej (podstawowej) serii. Całej i bardzo szybko. W tym czasie styl był dużo, dużo szybszy i za każdym razem po praktyce nie mogłem złapać tchu. Następnego dnia nie byłem w stanie nawet chodzić. Zajęcia odbywały się w każdy wtorek w Szkole Steiner’a i po ich zakończeniu zawsze byłem cały obolały. Przez pierwsze pięć lat praktykowałem tylko raz lub dwa razy w tygodniu, ale za każdym razem była to pełna pierwsza seria. Robiliśmy niepełne vinyasy. Dopiero kiedy pierwszy raz pojechałem na Kretę, zacząłem praktykę dwa razy dziennie - rano i wieczorem. W tym czasie podobnie wyglądało to także w Indiach, także z Guruji.

Którzy nauczyciele byli dla ciebie najbardziej inspirujący?

Oczywiście pierwszym był Derek Ireland, a później w 1994 r. do Finlandii przyjechał Lino, kiedy Derek był zbyt zajęty na Krecie. Lino nauczał zupełnie innego stylu, bardziej skupionego, spokojnego i kontemplacyjnego. Stał się wtedy moim nauczycielem i jest nim do dziś. W 2000 roku pojechałem pierwszy raz do Stanów. Zatrzymałem się w Nowym Jorku, gdzie zetknąłem się z Eddim Sternem, który także wywarł na mnie wielki wpływ. To, w jaki sposób wypowiadał się, uczył oraz to, jak nie przejawiał potrzeby reklamowania się, nagłaśniania. Żadnej strony internetowej, e-maila, żadnej informacji. To wszystko działo się jakby wbrew skomercjalizowanemu stylowi jogi, jaki miał miejsce w Ameryce. Eddie jest naprawdę dobry w tym co robi. Jeżeli Derek był typem „fizycznym”, szybkim i silnym, Lino spokojnym, skupionym i refleksyjnym, to Eddie jest bardziej duchowym, prawie religijnym wzorem nauczyciela. Jego Shala była świątynią. Prawdziwą. Każdego dnia rano, Eddie odprawiałpuję i śpiewałmodlitwy (chanting), a przynajmniej raz w miesiącu sprowadzał do szkoły jakiś indyjski zespół, który występował w shali. Wtedy, wszystko dla mnie zaczęło zmierzać w kierunku coraz bardziej duchowym. Także ja zacząłem praktykować puję każdego dnia. Istnieją hinduskie rodzaje modlitw w sanskrycie, którym towarzyszą kadzidła, girlandy kwiatów, świece i lampy oliwne. Różni się to od zwykłego śpiewu, ponieważ przybiera naprawdę religijną formę. To jest jak twoje codzienne spotkanie z Guru lub Bogiem. Dostarczabardzo przyjemnej energii. Nawet jeżeli, podobnie jak ja, nie masz własnej religii. Sam jestem osobą dość otwartą. Dla mnie jest to jak obserwacja, prawie niczym odkrywanie różnych religii i różnych doznań. To jest kontemplacja. Medytacja. Połączenie z Bogiem jest prawdziwym znaczeniem medytacji. Puja jest rodzajem medytacji. Medytuję każdego dnia rano przed praktyką. Czasami puja jest medytacją, a czasami, gdy nie mam ze sobą potrzebnych przedmiotów, po prostu medytuję. Staram się także, by sama praktyka stała się moją formą medytacji.

Jaka pora według ciebie jest najlepsza na praktykę?

Czas idealny, to czas pomiędzy 2, a 6 rano. To jest właśnie czas vatta, najbardziej duchowy moment w ciągu dnia. Krishnamaharya, Guru Pattabhi Joisa, miał w zwyczaju wstawać o 1.30 w nocy. Gdy zaczynał się czas vatta, on rozpoczynał puję, praktykę asan, pranayamę oraz śpiew. Podobno był tak głośny ze swoim śpiewem i dzwoneczkami, że budził całą wieś.

2. Typowe pytania dotyczące jogi.

Ile serii obecnie wykonujesz?

Wciąż jestem na etapie trzeciej (zaawansowanej) serii. Jest trudna. Robiłem już prawie całą trzecią serię, ale kiedy pięć lat temu urodził się mój syn, moja praktyka trochę na tym utraciła. Oczywiście to jest zupełnie normalne. Przez około dwa lata byłem skoncentrowany na dziecku, a po pewnym czasie ponownie zacząłem się rozwijać. Teraz czuję się świetnie! Znowu jestem w trzeciej serii. Od samego początku miałem wiele kontuzji: pleców, nadgarstka i właściwie wszystkiego. Kiedy zaczynałem miałem tak sztywne ciało, że uszkodziłem sobie ścięgno podkolanowe. Trwało pięć lat, zanim wyleczyłem sobie prawą stronę i trzy - zanim wyzdrowiała lewa. W tym czasie wszystko było tak bolesne, że praktyka wydawała się piekłem. Oczywiście starałem się podejść do tego na spokojnie, ale w pewnym momencie po prostu tracisz cierpliwość i zaczynasz przyspieszać. Podczas pierwszej praktyki, kiedy nie czułem już bólu, zdałem sobie sprawę „Ach, więc to jest joga”. „Joga – nie ból”. W tamtym czasie ćwiczyliśmy bardzo ciężko. Nie wiedzieliśmy, że w asanach można się rozluźniać. Cały czas tylko wytężony wysiłek. Może tak właśnie jest – musisz się wszystkiego nauczyć. Zazwyczaj popełniasz błędy. Jeżeli masz dobrego nauczyciela, dobrego Guru, zdążysz się nauczyć, zanim zdążysz się kontuzjować. Ale to zdarza się bardzo rzadko. Zazwyczaj ludzie najpierw się kaleczą, a później pytają swojego nauczyciela jak powinni postępować.  

Która asana jest twoją ulubioną?

Moje ulubione asany to te, które sprawiają mi najwięcej trudności. Jak na przykład wygięcia do tyłu. To naprawdę przyjemne uczucie, kiedy w końcu zaczynasz otwierać swoją klatkę piersiową. Również asany, w których zakładasz nogi za szyję są przyjemne, nawet jeżeli od początku wydają się skomplikowane. Po grze w hokeja, moje uda i biodra były bardzo sztywne, ale teraz jest coraz lepiej. Tak więc najtrudniejsze asany, są najlepsze.

Czy posiadasz jakąś „znienawidzoną” asanę?

Już nie. Była nią utthita hasta padangusthasana. Nigdy nie była asaną, której nie mógłbym się doczekać. Powodowała duże napięcie w biodrze, co było po prostu bolesne. Dodatkowo, przy nadwyrężonym ścięgnie podkolanowym, ból powodowało także wyprostowanie nogi. Ale teraz jest już dobrze. Nie mam żadnej znienawidzonej asany. Nienawiść do jakiejś asany oznacza nienawiść do samego siebie. Walczysz ze sobą, nienawidzisz siebie. Próbujesz zrobić coś, na co nie jesteś jeszcze gotowy. Staczasz pojedynek ze sobą i swoimi przeszkodami, nie jesteś tak naprawdę w równowadze z samym sobą.

Dokąd joga prowadzi twoje codzienne życie?

Kiedy zacząłem praktykować ashtangę, byłem już wegetarianinem. Gdy zaczynasz poznawać siebie coraz lepiej, być może jednocześnie pozbywasz się też nienawiści. Być może zaczynasz odczuwać coś głębszego. Ja nazywam to świętością. Myślę, że właśnie ta świętość jest celem. Zaczynasz podążać za pewną duchową energią i postępujesz zgodnie z tym, jak odczuwasz tę energię. Według mnie to właśnie jest joga.  Zaczynasz czuć energię i ona cię prowadzi. Możemy nazywać ją Bogiem, jeśli chcemy. Jest rodzajem duchowego przewodnika, za którym po prostu podążasz. To jest świętość. Powinieneś to odnaleźć. Stanie się coraz silniejsze, jeśli będziesz za tym szedł. Nie mam pojęcia dokąd cię zaprowadzi. Sam po prostu staram się żyć w zgodzie z tą energią, być uczciwym. A bycie uczciwym jest jedną z najtrudniejszych rzeczy. Często oszukujesz nawet samego siebie. Moglibyśmy nazwać to także wewnętrzną drogą, w porównaniu do tej zewnętrznej, w świecie fizycznym. Ja podążam za energią. To wszystko. To wystarczy. Kiedy chcę przeczytać jakieś książki, pewna siła wskazuje mi je. Jeżeli coś przeczuwam, staram się zaufać temu przeczuciu. To także intuicja, ale właściwie my mówimy, że to nasze Guru. Mamy dwa rodzaje Guru: jeden, który jest twoim nauczycielem i jeden, którego dostrzegasz swoim sercem. Twoje serce jest twoim własnym Guru. Starasz się podążać za własnym sercem, które jest jednocześnie twoim Guru, a także Bogiem. Mówią, że powinieneś iść za swoim Guru, ponieważ On widział więcej niż ty. Jeżeli jest Satguru (autentycznym przewodnikiem) - doświadczył Boga. Możesz powiedzieć, że twoje serce poznało Boga. Ale musisz to odnaleźć, oczyścić siebie by być w stanie to odczuć. Zatem kiedy odnajdziesz swoje „serce”, musisz za nim podążyć. To zabawne: kiedy Pattabhi Jois mówi o Guru, nigdy nie wiadomo czy ma na myśli serce, czy Krishnamachaya.

Czy mógłbyś opowiedzieć  o swojej praktyce z Guruji?

Pierwszy raz pojechałem do Mysore w 1997 roku, a teraz będę tam po raz czwarty. Nie praktykowałem zbyt wiele razy w Mysore, ale zdarzało mi się być na zajęciach Guruji w Stanach, często w Nowym Jorku, a także w Colorado, gdzie pojawiał się Richard Freeman. On także wywarł duży wpływ na moją praktykę. Jego sposób myślenia o praktyce, o tym jak porusza się twoje ciało, o energii ziemskiej i kosmicznej oraz sposobie, w jaki na ciebie wpływa, a także o tym jak układasz swoje stopy i dłonie przytwierdzając do podłoża. Uczestniczyłem również w jednych warsztatach z Rodneyem Yee w Nowym Jorku. On uczy jogi Iyengara. To hollywoodzki nauczyciel ale pomimo tego, że jest z Hollywood wydaje się być uczciwą osobą. Miałem wrażenie jakby był rodzajem „jogicznego” idola. Widziałem go kiedyś na warsztatach u Pattabhi Joisa. Był bardzo muskularny i miał dość sztywne ciało.Ale joga to nie tylko asany.  To bardziej yama/niyama, niż asana i pranayama. Kiedy wykonujesz asany i pranayamę, yama i niyama przychodzi naturalnie. Kiedy zaczynasz rozumieć yamę i niyamę, stajesz się joginem. Wtedy zaczynasz prowadzić życie jogina. Ale najpierw musisz przyjąć tę praktykę i oczyścić siebie, a twoje życie ulegnie zmianie. To jest połączenie z Bogiem - prawie możliwe w niyamie, rodzaju wewnętrznej siły. Kiedy zaczynasz rozumieć yamę i niyamę, zaczynasz podążać za energią. Przed tym, joga jest jedynie gimnastyką. Praktykowałem jogę jako ćwiczenia fizyczne przez długi czas, aż w końcu, pewnego dnia nie chciałem już więcej asan, chciałem prawdziwą jogę. Stajesz się coraz bardziej pokorny. Pokorny w stosunku do nauczyciela i swojej praktyki. To jest moment, w którym zaczynasz szanować nauczyciela i praktykę. Wcześniej walczyłeś, goniłeś, nienawidziłeś. Cel praktyki nagle staje się zupełnie inny.

3. Style ashtangi.

Mógłbyś opowiedzieć o różnicach między ashtangą na Wschodzie i Zachodzie?  

Kiedy czytasz nowe książki o ashtandze,  pod hasłem „joga ashtanga” kryje się właściwie tylko pierwsza (podstawowa) seria – czyli bardziej „joga chikitsa”. Kładziony jest w nich duży nacisk na siłę podczas praktyki i na rozwijanie pierwszej serii. Mnóstwo siły. Myślę, że największa różnica pomiędzy Indiami, a Zachodem w praktyce jogi, dotyczy samego podejścia do jogi – dla Hindusówpraktyka dotyczy bardziej sfery duchowej, a ludzie z Zachodu po prostu ćwiczą fizycznie. Widać to nawet wyraźnie podczas samej praktyki: w Indiach oszczędza się swoją energię, dochodząc do wszystkiego w najprostszy sposób, na Zachodzie ashtanga przybiera wymyślną formę jogi z widowiskowym stawaniem na rękach i „podnoszeniami”. W Indiach także, oddycha się więcej razy podczas praktyki. W „Joga Mala” odnajdziesz więcej oddechów, niż w książce Lino. Wszystko po to, by zachować energię. Także sam oddech nie powinien być zbyt długi. Powinien być raczej średniej długości. Kiedy próbujesz wejść w asanę z jednym oddechem, może okazać się, że oddech będzie zbyt długi. Oczywiście, jeżeli twoje ciało jest na to gotowe, spokojnie możesz sobie na to pozwolić. W Indiach dąży się do wewnętrznej równowagi, na Zachodzie – sama forma musi być doskonała. W Indiach forma jest istotna, ale nie aż tak. Ważniejsze jest to, co dzieje się wewnątrz. Możesz to zauważyć również patrząc na studentów, tych bardzo elastycznych i tych mniej. Ci z mniej giętkim ciałem czasem bardziej „oddają się” jodze, niż ci bardziej wygimnastykowani, ponieważ w tym co robią jest skupienie.  Nawet jeśli ciało jest sztywne, możliwe jest osiągnięcie wewnętrznej równowagi. Oznacza to, że ciało nie jest jeszcze gotowe, ale umysł jest na właściwej drodze.

Jeśli ludzie z Zachodu uczyli się jogi w Indiach, to skąd pochodzą różnice w praktyce?

Nie jesteśmy tacy sami. Indie są najbardziej religijnym krajem na świecie. W zestawieniu z Finlandią, gdzie nikt tak naprawdę nie wierzy w nic i nie respektuje niczego, Indie to miejsce, w którym nadal widoczny jest szacunek dla religii. To ogromna różnica. Oczywiście, my dopiero się uczymy, również tej wewnętrznej równowagi. Joga stała się bardzo popularna na Zachodzie, ale jeżeli zajrzysz do niektórych czasopism zauważysz, że ludzie w tym miejscu praktykują jogę w swój własny, komercyjny sposób. Znajdziesz jogę-aerobic, jogę-wszystko.  Ale być może jest to jakiś sposób? Pattabhi Jois pierwszy raz widział pokaz Krishnamacharya w 1927 roku i był pod takim wrażeniem, że następnego dnia przyszedł do niego na praktykę.Widzisz pewną formę, piękno jogi i ludzkiego ciała i możesz w tym coś odnaleźć. Jest w tym koncentracja, kształt i jest w tym siła. To tak, jak kiedy oglądasz ludzi podczas medytacji – dostrzegasz w nich spokój.  To wszystko jest w asanach. To także było moją pierwszą inspiracją. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem praktykujące osoby, pomyślałem, że pozycja lotosu, jest jakimś rodzajem sztuczki, że wystarczy tylko ułożyć nogi w odpowiedni sposób. Kiedy moje kolana sterczały do góry pomyślałem, że nie znam tego triku. Moje ciało zawsze było sztywne. Dopiero po siedmiu latach praktyki, zacząłem odczuwać, że staję się coraz bardziej elastyczny. Nie mam pojęcia co podtrzymywało mnie przez te wszystkie lata. Co nie pozwalało mi zrezygnować. Gdzieś wewnątrz czułem, że kiedy moje ciało stanie się bardziej giętkie, ja stanę się bardziej wolny. I, że to będzie dla mnie dobre.

Jakie były twoje pierwsze doświadczenia ze stylem Lino?

Z Derekiem robiliśmy całą serię podstawową w godzinę. To znaczy bardzo szybko. Kiedy przyjechał Lino, ukazał nam praktykę, jako bardzo mocną, ale jednocześnie bardzo powolną. Było w tym więcej siły. Tak, jak na jego filmach. Pokazał nam jak unosić swoje ciało i przeskakiwać do tyłu. Wcześniej tego nie robiliśmy. Przed przyjazdem Lino, po prostu krzyżowaliśmy nogi z przodu i „wyrzucaliśmy” je do tyłu jak początkujący. To Lino pokazał nam w jaki sposób używać oddechu, siły i ruchu. Także dopiero z Lino po raz pierwszy poznaliśmy mantrę, otwierającą i zamykającą praktykę.

Dla mnie styl Lino wydaje się bardzo szybki.  

Wiesz, to nie do końca jego styl jest szybki, on ma po prostu bardzo dużo osób na sali. To samo dzieje się na zajęciach u Guruji. Kiedy Lino był u niego w 1988 i 1989 roku, w shali znajdowało się może dziesięć osób, tak więc wszystko odbywało się powoli. Kiedy pojawiło się sto trzydzieści osób – wiesz ile czasu zajęłaby praktyka w miejscu, które mieści tylko dwanaście? Stu trzydziestu uczestników tkwiłoby tam godzinami. Dlatego właśnie za każdym razem praktyka stawała się coraz szybsza. Przedtem jednak była zdecydowanie spokojniejsza. Tak właśnie było, kiedy Lino przyjechał do Finlandii. Z tego samego powodu, dla którego „przyspieszyła” tempo na zajęciach u Guruji, zmieniła się też u Lino.  Z powodu dużej ilości uczestników. Oczywiście Guruji twierdzi, że sama praktyka powinna być całkiem szybka, aby ciało było w stanie się rozgrzać i aby możliwy był proces oczyszczania. Jednak wydaje mi się, że miał na myśli bardziej praktykę samej hatha jogi, ponieważ to ona jest wolniejsza i nie dochodzi w niej do takiego rozgrzania ciała. Oczywiście istnieją osoby, których praktyka jest bardzo wolna. Zbyt dużo myślą i wszystko zajmuje całą wieczność.

Czy istnieje jakiś konkretny powód, dla którego w asanach zostajemy przez pięć oddechów?  

Myślę, że wcześniej to było sześć oddechów. Także w przypadku „Powitania Słońca”, zarówno A, jak i B - było powtarzane sześć razy. Sześć jest „pewnym” rodzajem liczby. Dlatego teraz wykonuje się po trzy „Powitania”, ponieważ razem dają liczbę sześć. Wcześniej było dwanaście, tak więc wszystko musiało być podzielne przez sześć. Nie wiem jednak dlaczego teraz jest pięć.

Skąd biorą się różne style?

Każdy nauczyciel przejmuje coś od swojego Guru, ale i dodaje coś od siebie. Jak na przykład John Scott dodał ten element z lekko ugiętymi kolanami i utrzymywaniem mniej więcej prostej szyi. To jest jego prywatny pomysł i nie wykonuje się tego w Mysore. Jeśli zegniesz kolana w ten sposób podczas zajęć w Mysore, od razu na ciebie krzyczą. Również Lino ma swój własny styl. Jesteś w stanie to wyraźnie dostrzec. Jest mocny i pełen siły. Choć Lino twierdzi, że w ten sposób nauczał go sam Guruji. Teraz także takie postaci, jak Richard Freeman, czy Chuck Miller zapożyczają pewne elementy z jogi Iyengara, jak na przykład zwracanie dużej uwagi na szczegóły. Ashtanga polega bardziej na wykonywaniu asan i odnalezieniu sposobu na ich prawidłowe wykonanie w samej tylko praktyce. W tym nie ma zbyt wielkiej teorii. Po prostu oddajesz się praktyce i sam wszystko poznajesz. W jodze Iyengara natomiast, wszystko wyjaśnia ci nauczyciel: w jakiej pozycji powinny być mięśnie, skóra, a nawet kości. Myślę, że każdy coś od kogoś przejmuje, dodając również coś od siebie. W taki sposób powstaje rozwój. Dlatego uważam, że każdy powinien odwiedzić Mysore i zobaczyć, jak wygląda to wszystko w oryginale. Choć właściwie już teraz trudno jest mówić o oryginałach, ponieważ wszystko ulega ciągłej przemianie. Wiele rzeczy zostało zmienionych. Na przykład w „Janu Sirsasana”, dawniej była „głowa do kolana”, teraz jest „podbródek do piszczela”. Dristi było na nos, a teraz jest na palec u stopy. Z takim ustawieniem jest duża różnica w ułożeniu pleców – kiedy schylasz się do nóg z głową do dołu niż gdy wyciągasz podbródek do przodu. Myślę, że poprzednia wersja miała bardziej terapeutyczne działanie dla pleców i czakr. Kiedy pochylasz głowę w dół, rozciągają się całe plecy, nie tylko ich niższe partie. Tak, jak w „Pachimottanasana” A, B, C i D. Pierwsza (A) jest rodzajem spokojnego rozciągania, gdy łapiesz za palce stóp – to otwiera górną część pleców. Następnie, wraz z mocniejszym przyciąganiem się do nóg, rozciągają się pozostałe części pleców, aż do samego dołu. To samo dotyczy czakr. Nie wiem dlaczego to zmienili, ponieważ poprzedni styl był bardziej terapeutyczny. Teraz wszystko kręci się wokół tego samego punktu: rozciąganie dotyczy tylko jednego miejsca na plecach.

Czy kiedy wybieramy nauczyciela, wybieramy także styl?

Tak. W Ameryce, ludzie nawet przeprowadzają się by podążać za swoim nauczycielem. Wiele osób żyje w Boulder, Colorado, ponieważ jest tam Richard Freeman. Niektórzy przeprowadzają się to Encinitas z powodu Chucka Millera. Przeprowadzają się, by być bliżej nich.

Czy wpływ praktyki określonego stylu ashtangi jest taki sam na każdego?

Tak myślę. Jaka jest różnica między ludźmi? Uważam, że tak samo jest ze wszystkimi. Jesteśmy różni. Sam na przykład nie nadążam za ludźmi typu vata – są dla mnie zbyt szybcy. Jestem bardziej typem kapha (rozluźniony i spokojny). Problem z osobami vata polega na tym, że nie rozumieją innych ludzi, ponieważ są od nich szybsi. Nie pojmują, że ktoś może być wolniejszy. Natomiast osoby spokojniejsze, świetnie zdają sobie sprawę z tego, że inni są szybsi. Ktoś zawsze był szybszy. W praktyce jest to problem, ponieważ jeżeli jesteś wolniejszy, nie możesz być tak szybki jak osoby vata chcą żebyś był. Błyskawicznie możesz się kontuzjować. Taka jest różnica między poszczególnymi ludźmi – mają różne siły życiowe. Nie słyszałem nic o tym od żadnego z nauczycieli, ale podobnie jest z tym, co spożywamy. Nie powinniśmy jeść tego samego, skoro jesteśmy różni. I nie powinniśmy praktykować w ten sam sposób. Mamy te same asany, ale tak naprawdę inną praktykę.

W takiej sytuacji naprawdę powinniśmy ufać naszemu nauczycielowi?

Zawsze ufaj i szanuj swojego nauczyciela, cokolwiek mówi. Jeżeli coś jest nie tak, być może powinieneś zmienić nauczyciela. Powinieneś znaleźć takiego, którego naprawdę będziesz lubić. Myślę, że należy mieć jednego mentora. Oczywiście najlepiej byłoby, gdybyśmy wszyscy mogli mieszkać w Mysore i uczyć się pod okiem Guruji. Na szczęście teraz jest wielu nauczycieli i właściwie możesz lecieć wszędzie żeby odnaleźć tego, który najbardziej ci odpowiada. Jestem pewien, że każdy może znaleźć swojego przewodnika, jeśli nie na całe życie, to przynajmniej na wiele lat.

Czy mógłbyś dać kilka dobrych rad dla osób rozpoczynających praktykę?

Szanuj swojego nauczyciela, ale słuchaj także samego siebie. Staraj się rozumieć samego siebie. W dzisiejszych czasach, jest wielu nauczycieli, ale niektórzy z nich postępują niewłaściwie. Próbują zmusić cię do pewnych rzeczy, dlatego musisz  postępować ostrożnie. Powinieneś z chęciąpodchodzić do swojej praktyki. Musi sprawiać ci przyjemność. To istotne, żebyś praktykował w zgodzie z samym sobą. Jeżeli potrzebujesz przerwy – zrób sobie przerwę, jeżeli chcesz praktykować – praktykuj. Myślę, że to właśnie jest najważniejsze. Kiedy zaczniesz praktykować jogę i zaczniesz słuchać siebie, joga stanie się częścią twojego życia.Ponieważ będzie głębokim doświadczeniem. Jeżeli nie zaczniesz słuchać samego siebie, będziesz musiał przestać, bo stanie się to nie do zniesienia. Musisz przyjąć właściwą postawę. Jeśli nie czujesz się dobrze to znaczy, że robisz coś nie tak i być może powinieneś to zmienić. Równie istotną kwestią jest szanowanie własnego Guru. Jeżeli On coś ci podpowiada, może być to prawdą, nawet jeżeli tego jeszcze nie rozumiesz. Musisz podążać za swoim nauczycielem. Kiedy uczciwie zaczynasz słuchać siebie, wszystko przychodzi naturalnie. To nadchodzi z wewnątrz, jak pewien rodzaj woli, by postępować w określony sposób. Spróbuj być na to wrażliwym. To jest właśnie joga.

Sprostowanie.

Petri wysłał poniższe komentarze do Alexandra Smirkina, podczas tłumaczenia wywiadu na język rosyjski w styczniu 2007 roku.

 

A: Powiedziałeś, że jednym z aspektów nauki Richarda Freemana, jest sposób w jaki „układa dłonie i stopy, sposób w jaki „przytwierdza się” do podłogi”. Co miałeś na myśli? Czy ma to znaczenie fizjologiczne (równowaga w asanie), czy dotyczy energii (prany).

P: Richard Freeman rozszerza palce stóp i dłoni, by mocniej odczuć podłoże i pozostać w lepszej równowadze. Dotyczy to głównie pozycji stojących i to jest kwestia fizjologiczna. Ale na pewno, dzięki stabilnej asanie dochodzi także do intensywniejszego przepływu energii.

A: Powiedziałeś, że niektórzy ludzie przeprowadzają się do Encinitas, ponieważ mieszka tam Chuck Miller. Czy jesteś pewien? Z tego, co wiem, Chuck Miller i Maty Ezraty mają swoje studio w Santa Monica.

P: Tak, masz rację. Nigdy tam nie byłem. Tim Miller mieszka w Encinitas, Chuck i Maty w Santa Monica, Richard Freeman w Boulder, Colorado, a Eddie Stern w Nowym Jorku. Każdy z nich jest wystarczająco dobrym powodem, by się przeprowadzić i mieć w pobliżu dobrego nauczyciela.

A: Powiedziałeś, że John Scott dodał ten element ze „zginaniem kolan i trzymaniem szyi mniej więcej w linii prostej”. Czy miałeś na myśli „Padangushthasanę” i„Paschiattanasanę” oraz inne podobne im pozycje? I, czy utrzymywanie „prostej szyi” oznacza patrzenie na duży palec u stopy?

P: Nie jestem pewien jakich dokładnie asan to dotyczy. Widziałem to głównie w „Trikonasanie” i „Parsvottanasanie”. John Scott mówił, że otrzymał takie informacje od Pattabhi Joisa, ale trochę trudno mi w to uwierzyć. Zwłaszcza odkąd Guruji zawsze krzyczy na ludzi, by wyprostowali kolana.

A: Powiedziałeś, że w Indiach podczas praktyki występuje więcej oddechów. Czy miałeś na myśli dodatkowe oddechy w vinyasach, czy w samych asanach? I jeszcze stwierdziłeś, że „jeśli naprawdę próbujesz wykonać asany na jednym oddechu, to oddech może okazać się zbyt długi”. Miałeś na myśli oddech podczas przeskakiwania i wchodzenia w pozycję siedzącą, jak na przykład w „Marichyasanę”?

P: W Indiach większy nacisk kładziony jest na trudniejsze asany („Marichyasana”, czy „Supta Kurmasana” i im podobne), w których przytrzymują studenta przez dłuższy czas, by mógł osiągnąć jak największe korzyści wynikające z danej pozycji. Vinyasa jest taka sama i wciąż pozostaje tylko jeden oddech na wejście w pozycję.

Paweł Witkowski INTools