Siła jogi

Eileen Hall
Autor: 
Susan Paget
Tłumaczenie: 
Agnieszka Wierzbińska

[ historia Eileen Hall ]

Susan Paget rozmawia z Eileen Hall o jej podróży i o tym jak pokonała raka piersi.

 

W grudniu 2003 roku, kiedy o tej porze roku większość ludzi brała
 udział w przedświątecznym szale zakupów, Eileen Hall leżała zamknięta w sterylnym wnętrzu szpitalnej sali dochodząc do siebie po radykalnej operacji raka piersi – mastektomii i usunięciu jej prawych węzłów chłonnych. Doświadczona nauczycielka jogi Ashtanga, która ponad połowę swoich 48 lat życia poświęciła zdrowemu i zbalansowanemu  stylowi życia, przeżywała teraz naprawdę ciężkie chwile.

Kiedy wciąż cierpiała z powodu bólu, który zadawał jej dren umieszczony w jej boku, oraz mdłości powodowane przez morfinę, którą podawano jej próbując zmniejszyć jej dyskomfort, pielęgniarka zaproponowała jej pierwszy spacer od czasu operacji. Ruch jest kluczowy podczas pooperacyjnej rehabilitacji – pomaga zapobiegać gromadzeniu się płynu w płucach. Jednak było to nie lada wyzwanie. Eileen nie mogła nawet podnieść głowy a co dopiero poruszać nogami i chodzić.

Właśnie wtedy przy Eileen pojawiła się jedna z jej pierwszych nauczycielek jogi – Diane Currie.

„Diane, chcą żebym zaczęła się ruszać, ale ja nie mogę się nawet ruszyć”- Eileen narzekała swojej przyjaciółce.

„Do dzieła Eileen, damy radę”- nakłaniała Currie.

„Tak więc wyciągnęła mnie z łóżka i powiedziała żebym zwyczajnie postawiła stopy na ziemi i poczuła ziemię pod stopami”- wspomina Eileen.

„Miałam w oczach łzy. To moja pierwsza nauczycielka jogi, która była wtedy przy mnie żeby nauczyć mnie ponownie chodzić!”

Te pierwsze kroki były punktem zwrotnym w życiu Eileen. To właśnie wtedy poczuła, że najbardziej druzgocący etap swojego życia powoli zostawia za sobą.

Certyfikowana przez mistrza Ashtangi - Sri K Pattabhi Joisa, jak również przez Sri BKS Iyengara, Eileen Hall jest jedną z najbardziej szanowanych nauczycieli Ashtangi. Jej centrum – Yoga Moves w Paddington w Sydney jest świetnie prosperującym studiem, gdzie praktykuje się starożytną, dynamiczną formę asan. Jako uczeń, Eileen z oddaniem odbyła 25 podróży do Indii aby studiować a w dodatku spędziła całe lata na odkrywaniu wszystkich aspektów filozofii jogi. Jej życie jako nowoczesnej joginki było pełne spełnienia a jej ścieżka życiowa w miarę łatwa do przebycia.

Jednak, dwa lata przed diagnozą, Eileen ogarnęło nie dające jej spokoju przeczucie, że coś jest nie tak. Odczuwała ból w prawej piersi.  Z początku przypisała to nietypowym bólom i dolegliwościom, które mogą czasami towarzyszyć zaawansowanej praktyce lub być objawem cyklu menstruacyjnego. Nie miała żadnych guzków ani innych powodów by coś podejrzewać.

Mimo wszystko skonsultowała się ze swoim lekarzem i upewniła, że wszystko jest w porządku ponieważ jak to ujął jej doktor: „Rak nie jest bolesny.” Kiedy ból się nie zmniejszył, umówiła się na drugą wizytę i ponownie dostała informację, że jest zdrowa.

Eileen nie była usatysfakcjonowana i uparła się na wizytę u trzeciego lekarza, który również odesłał ją zapewniając, że nie ma żadnych zmian chorobowych. Dopiero po czwartej wizycie, lekarz był nareszcie w stanie sprecyzować co Eileen odczuwała przez cały ten czas i że coś było wyraźnie nie tak. Natychmiast zlecono biopsję. Ku zaskoczeniu wynik był negatywny. Na szczęście jej lekarz nalegał, aby wykonać badanie ponownie. Druga biopsja i mammografia wyjawiły coś, co miało zmienić życie Eileen. Powiedziano jej, że faktycznie ma raka piersi a dokładnie przewodowy rak piersi in situ, który zamiast zamanifestować się w postaci guzków rozprzestrzenił się w jej  gruczołach mlekowych.

Stadium raka było już zbyt zaawansowane żeby stosować nieinwazyjne metody leczenia więc zalecono natychmiastową operację. Kiedy poinformowano o tym Eileen zamknęła się w sobie i przeżyła szok.

„Czułam się jakbym długo spadała”, wspomina Eileen.

„Były takie dni, kiedy czułam, że spadam naprawdę szybko aż do momentu kiedy wpadałam w wielką otchłań. Nie mogłam uwierzyć w to co się działo ponieważ bo nigdy nie sądziłam, że to może się mi przytrafić, szczególnie ze względu na mój styl życia, praktykę i całą resztę. Miałam ochotę powiedzieć: 'Daj spokój... to niemożliwe...!'”.

Dla Eileen jednym z najtrudniejszych do pogodzenia się faktów było to, że po wielu latach troszczenia się o ciało i umysł, joga wcale nie  zapewniła jej ochrony przed rakiem.

National Breast Cancer Centre w Australii szacuje, że choroba rozwinie się u jednej na 11 kobiet przed 75. rokiem życia. Badania nad tym co sprawia, że kobiety znajdują się w grupie ryzyka pełne są logicznych wyjaśnień i statystyk. U kobiet w rodzinie Eileen nie było żadnych przypadków raka piersi. Zastanawia się czy to, że nie zdecydowała się na posiadanie dziecka mogło zwiększyć ryzyko. Choć z drugiej strony, to że istnieje ryzyko wcale nie musi oznaczać, że choroba się rozwinie.

Bezskutecznie poszukiwała odpowiedzi i uzasadnienia. Zaczęła zdawać sobie sprawę z tego, że niektórych rzeczy w życiu po prostu nie da się wyjaśnić.

„Dość wcześnie doszłam do punktu, w którym zaczęłam doceniać, że nie chodzi o to dlaczego tak się dzieje, ale o to gdzie mnie to doprowadzi. Myślę, że gdybym skupiła się na dlaczego pojawiłoby się mnóstwo sytuacji i możliwości. To było absurdalne”.

„W tamtej chwili, tuż przed operacją to było beznadziejne. Odkryłam, że niepotrzebnie dobijam się myślami: 'Jak to w ogóle mogło mi się przydarzyć?'. Nie tego potrzebowałam w takiej chwili. Wtedy po prostu potrzebowałam przez to przejść. Jakbym nagle odnalazła się w trakcie jakiejś podróży”.

Na samym początku Eileen musiała sięgnąć dna i pozwolić aby szok spowodowany diagnozą zanikł.

„Popołudnia były najtrudniejsze ponieważ jestem singielką i kiedy leżałam na szpitalnym łóżku ciężko było nie odczuć samotności”.

Jednak wkrótce Eileen miała odkryć, że wcale nie jest sama. Kiedy wieść rozeszła się w środowisku jogicznym, otrzymała telefony i listy z całego świata.

Poszukiwanie odpowiedzi i uzasadnienia okazało się być bezskuteczne. Zaczęła zdawać sobie sprawę z tego, że niektórych rzeczy w życiu po prostu nie da się wyjaśnić.

Oddani przyjaciele, o których mówi aniołowie, wkroczyli do akcji i przejęli kontrolę nad codziennymi aspektami życia. Niektórzy dla niej gotowali, inni sprzątali. Została również zasypana książkami, kwiatami i terapiami aromatycznymi. Pattabhi Jois, którego z Eileen łączy ojcowska więź, posłał jej wyrazy miłości z Mysore w Indiach i obiecał, że będzie się nią opiekował i pomoże jej wydobrzeć kiedy ponownie wróci pobierać nauki.

Jedna z anielskich przyjaciółek regularnie przychodziła w odwiedziny ze swoim psem aby Eileen mogła doświadczać bezinteresownej miłości ze strony czworonożnego przyjaciela. Dla Eileen,  dopuszczenie do siebie przyjaciół i dzielenie się swoją słabością było niezwykłą lekcją odpuszczenia niezależności w tych aspektach codzienności z których wcześniej była tak dumna. Jednocześnie ugruntowała się i nauczyła się mówić nie ludziom, którzy pomimo dobrych intencji nie mogli wesprzeć jej emocjonalnie gdy tego najbardziej potrzebowała. Upewniła się również, że każda podjęta decyzja była dla niej dobra choć wcześniej pewnie by się nad tym nie zastanawiała.

„Potrzebowałam wokół siebie wszystkiego co pozytywne. Wielokrotnie robiłam w życiu rzeczy które wydawały się być w porządku. Wtedy, jak nigdy dotąd, najważniejsze było to abym czuła się dobrze z każdą decyzją, którą podejmuję”.

Po tym jak początkowa trauma przekształciła się w akceptację, Eileen mogła dostrzec, że miała wybór jak podejść do tej trudnej sytuacji w swoim życiu. Niespodziewanie, pomimo tego, ze wcześniej zakwestionowała ochronę, którą zapewniła jej joga, teraz korzyści płynące z jej codziennej praktyki zaczęły powoli dawać o sobie znać.

Intuicja Eileen, po latach introspekcji na macie, okazała się być kluczowym narzędziem, które przejęło kontrolę nad jej przeznaczeniem. Zdobywanie kolejnych opinii na temat jej wstępnej diagnozy kontra zaakceptowanie słów lekarzy, którzy postawili błędną diagnozę, prawdopodobnie ocaliło jej życie. Nawet wybór chirurga był sprawdzianem wiary i przeczucia. Mając do wyboru lekarza z typowymi referencjami i takiego, który wspinał się po górach, wybrała chirurga, który wiedział jak pokonywać fizyczne i mentalne ograniczenia, dr. Maxa Colemana.

Lata ćwiczenia się w byciu tu i teraz również zostały poddane życiowemu testowi. Oddech, tak istotny w praktyce jogi, stał się dla Eileen deską ratunku, której trzymała się kurczowo gdy była przerażona. W liście do przyjaciół, w którym informowała, że ma raka piersi, napisała:

„Wśród momentów gdy przepełniały mnie trwożące myśli, kiedy obalany był mit mojej nieśmiertelności, były też chwile przepełnione głębią i nieporuszeniem, bezgraniczną miłością i wszechogarniającym wglądem. Moja tożsamość, osoba, którą zdawało mi się, że jestem, rozpadała się. Moja tożsamość zbudowana na wspomnieniach z przeszłości i wyobrażeniach przyszłości została umieszczona w teraźniejszości pojedynczego oddechu”.

W miarę jak zbliżał się termin operacji jej praktyka na macie przybrała inną formę. W Ashtandze, dyscyplina i wykonywanie przez lata tych samych pozycji dzień w dzień jest częścią filozofii. Eileen jednak instynktownie pozwoliła sobie wyjść poza ramy Ashtanga vinyasy i skupiła się wyłącznie na pozycjach, które ją wspomagały i pielęgnowały. Praktyka, która zawsze była jej życiowym priorytetem, nagle skupiła się na wymiarze duchowych i aspekcie uzdrawiania.

„Moja praktyka asan dała mi szansę być zrównoważoną”, wyjaśnia Eileen.

„Nie chodziłam do szkoły. Nie chciałam otaczać się energią innych ludzi. Jedyne czego potrzebowałam do praktyki to moja własna energia i ciemny pokój. Wykonywałam dużo balansów na rękach, dużo pozycji odwróconych, dużo pozycji wspartych żeby zachować równowagę”.

Eileen zaczęła patrzeć poza asany (pozycje) i skupiła się na medytacji i pranayamach, jogicznym oddechu, który przemieszcza pranę, siłę życiową, po całym ciele. Odnalazła również siłę w dogłębnym poznawaniu choroby i szukaniu pocieszenia wśród tych, którzy choć byli chorzy wyzdrowieli.

„Znałam jedną z naszych uczennic, która miała raka piersi. Była już zdrowa, ale 10 lat wcześniej cierpiała z powodu raka piersi. Była dla mnie nieocenionym wsparciem”.

Eileen przygotowała się na operację. To miał być jej pierwszy pobyt w szpitalu. Na ósmym piętrze szpitala St Vincents Hospital w Sydney, zaledwie parę przecznic od jej centrum jogi, jej „anioły” przemieniły sterylną salę w oazę spokoju. Były kwiaty, zapas świeżych owoców i soków. Wcierali w jej stopy olejki eteryczne. Gigantyczna książka pełna zdjęć spokojnych Buddów leżała otwarta przy jej łóżku. Eileen obawiała się, ale była gotowa odbyć kolejny etap tej dziwnej podróży.

„Kiedy anestezjolog robił zastrzyk zapytałam: 'Czy będę coś pamiętać?' , na co on odparł: 'Jeśli tak, to znaczy, że będę miał spory problem.'

Po operacji i pokonaniu początkowej niechęci ciała do poruszania się, Eileen zaczęła się leczyć od środka. Ponieważ w dużej mierze wciąż była przykuta do łóżka czas spędzała na słuchaniu nagrań z medytacjami, które okazały się być bardzo pomocne. Kierowana instynktem rozpoczęła swoją praktykę jogi, ale tym razem w umyśle.

„ Tak naprawdę każdego ranka wykonywałam praktykę asan. Leżałam na łóżku  i wizualizowałam to sobie a każdemu ruchowi towarzyszył oddech. Kiedy robiłam wdech ramiona unosiły się (oczywiście nie mogłam faktycznie podnieść rąk); z wydechem ręce opadały na podłogę. W wizualizacji moje ciało poruszało się w zgodzie z oddechem”.

„Kiedy dochodziłam do Janu Sirsasany C (pozycja w której głowa schodzi do kolana, trzeci wariant), byłam już wykończona i musiałam się kłaść w Savasanie,”śmieje się.

Praca z umysłem miała swój głębszy cel, który leżał poza wizualizowaniem pozycji.

„Prowadziłam pranę po całym ciele a szczególnie okolicy klatki piersiowej pozwalając aby oddech przeze mnie przepływał”.

Sześć dni po operacji, Dr Coleman przekazał jej wiadomość, że nie ma przerzutów i nie trzeba jej poddawać dalszemu leczeniu. Kolejnym krok to wydobrzeć, jednak z powodu brak ruchu i dyskomfortu  spowodowanego operacją ten etap może być równie traumatyczny co diagnoza.

Dla Eileen korzyści płynące z oddanej praktyki jogi znów pojawiły się we właściwym czasie.

Zaczęła powoli, od pierwszej serii Ashtangi co po latach wykonywania zaawansowanych sekwencji było jak poznawanie starego przyjaciela. Pierwsza seria, którą trafnie nazywa się Yoga Chikitsa co oznacza 'terapia jogą', jest stworzona tak aby wyregulować ciało i je oczyścić.

„W całej mojej praktyce chodziło o to żeby wyzdrowieć” - mówi Eileen. „Teraz bardziej polegam na swojej intuicji, teraz słucham. Wcześniej powiedziałabym, że skoro dziś piątek to czas na pierwszą serię a niedziela to dzień na drugą serię, natomiast w poniedziałek, wtorek i środę ćwiczyłabym trzecią serię” - wyjaśnia Eileen.

„Praktyka jest dla mnie czymś zupełnie nowym. To poruszanie prany, mojej siły życiowej jednak nie jestem przy tam tak restrykcyjna jak kiedyś. Budzę się rano, siadam i robię pranayamy a potem zastanawiam się co chce zrobić moje ciało. Czasami wszystko jest w porządku a czasami są dni kiedy wykonuję przez dłuższy czas jedynie pozycje odwrócone. Teraz praktyka jest o wiele bogatsza”.

Lekarze zawsze potwierdzali korzyści płynące z praktyki Eileen. Byli szczególnie zdumieni, że odzyskała taką sprawność. Jednak Eileen wcale to nie zaskoczyło. „To nieuniknione”, tłumaczy. „Zapamiętujemy to co robi nasze ciało, jak porusza się skóra i jak pracują mięśnie. To się po prostu pamięta”.

Kontynuując powrót do zdrowia przy pomocy praktyki jogi, Eileen odkryła w sobie entuzjastyczne zainteresowanie terapiami ajurwedyjskimi i praktykami wglądu. Szczególne połączenie poczuła z praktyką Sankalpa, która jest wizualizacyjną metodą na poznanie siebie.

„Kiedy przez to przeszłam straciłam poczucie tego kim jestem,” mówi Eileen. „Spróbowałam więc odnaleźć to co naprawdę mnie zainspirowało i było dla mnie naprawdę ważne – wtedy zdałam sobie sprawę, że to część procesu zdrowienia”.

Czy to zmagając się ze zwykłymi rozterkami dnia codziennego, czy kontemplując ważne pytania, teraz Eileen przygląda się wnikliwie temu co się dzieje i upewnia się, że decyzje, które podejmuje są dla niej dobre. „Co naprawdę jest w życiu ważne? Co chciałam robić? Ale wiesz co? Gdyby nie ten rak, myślę, że nie zaczęłabym iść tą drogą. Myślę, że nigdy nie zadałbym sobie tych fundamentalnych pytań”.

To doświadczenie przemieniło jej sposób nauczania, było źródłem inspiracji i wglądu w to jak dzielić się swoją miłością do jogi z innymi. „Jestem osobą bardziej współczującą”, mówi. „Możliwość bycia tam 'odżywia' mnie”.

W niedzielny poranek, pięć miesięcy po tym jak stawiała swoje pierwsze niepewne kroki wychodząc ze szpitalnej sali z pomocą swojej nauczycielki jogi, Eileen siedzi w Padmasanie (pozycja lotosu) ze swoimi 30 uczniami. Palą się świece a słodki zapach Nag Champa unosi się w powietrzu tworząc w pokoju atmosferę sanktuarium. Eileen tłumaczy swoim uczniom, że dziś chce spędzić z nimi czas na zagłębianiu się w pranayamy zanim przejdą do praktyki Ashtangi.

„Wielu z was przychodzi ze względu na ból w plecach, inni chcą popracować nad gibkością lub ścięgnami i to jest w porządku”, mówi łagodnie, „ale kiedy ćwiczymy jogę to tak naprawdę poruszamy pranę – to właśnie ma miejsce podczas ćwiczeń”.

Następnie rozpoczyna zajęcia tradycyjną mantrą Ashtangi aby oddać cześć nauczycielom z przeszłości po czym staje na macie, odczuwa ziemię pod stopami i jest gotowa żeby nauczać.

 

Susan Paget jest pisarką i producentką, która praktykuje jogę Ashtanga w Currumbin, Queensland. Można się z nią skontatować pisząc na adres mailowy: susanpaget@aol.com.

Paweł Witkowski INTools